środa, 16 kwietnia 2025
Imieniny: PL: Bernarda, Biruty, Erwina| CZ: Irena
Glos Live
/
Nahoru

Widmo symetryzmu | 20.08.2018

Ten tekst przeczytasz za 6 min. 15 s
Krzysztof Łęcki. Fot. ARC
Widmo krąży nad Polską – widmo symetryzmu. Chciałoby się nawet powiedzieć (parafrazując Talleyranda czy może jednak Fouche?), że dla wielu światłych i mniej światłych obywateli ów straszliwy symetryzm to „gorzej niż zbrodnia, to błąd”. Toczyłem kilka dyskusji na temat symetryzmu – i niezwykle, w formie, subtelnych, i merytorycznie absolutnie jałowych. Tak więc nie będę zanudzał Państwa argumentami o szkodliwości symetryzmu. Nie ma bowiem specjalnie się nad czym rozwodzić. Istota wyklinania symetryzmu ma bowiem, tak naprawdę, prostą konstrukcję cepa. Otóż ktoś, kto widzi coś więcej niż ścieranie się sił światła z ciemną stroną mocy stacza się niechybnie na pozycje symetryzmu, symetryzmu, który – co nie ulega dla jego krytyków wątpliwości – ode złego jest. My – jesteśmy cacy. Oni są be. Proste?
 

***

Kiedyś – w czasach realnego socjalizmu – mówiono o „konstruktywnej krytyce”. Jak pamiętają fani wyreżyserowanego przez Marka Piwowskiego „Rejsu”, chodziło w takim przypadku o to, żeby żadnej krytyki nie było. I teraz trzeba to tylko jakoś ładniej opakować – i przekonywać ludzi do swojej definicji sytuacji. Pozostawiam tym z Państwa, którzy mają chęć, czas i cierpliwość nurzanie się w propagandowej bryi, o treściach tak przewidywalnych, jak podpowiada charakter mass-mediów, z których się korzysta. Jedni – z takich, drudzy – z innych. A rzeczywistość? Podam jeden tylko przykład. Otóż zadałem kiedyś proste pytanie, pytanie w istocie nie-polityczne, ale jednak związane z jednym z politycznych niewątpliwie protestów. Otóż jak można było zobaczyć na ekranach TV (a potem w Internecie) zachowanie jednego z protestujących przekraczało wszystkie możliwe normy przyzwoitego zachowania, ba, jak sądzę przekraczało granice prawa – i nic tu, dla mnie nie mają do rzeczy jego dobre czy złe intencje. Niezwykle agresywne zachowanie wobec policjantów i policjantek, to jedno, okrzyki ZOMO, ZOMO wskazujące, że młodzieniec ZOMO nie widział nawet w telewizji – to drugie. Gdyby rozpoznanie sytuacji przez protestującego było trafne, że oto on, śmiałek i ryzykant, stoi przed szpalerem ZOMO, to jego małojecka sława i odwaga pewnie stopiłaby się jak lód na rozpalonej blasze. Wracam do mojego pytania. Otóż zapytałem: Jak rozumiem wszyscy potępiamy agresywne zachowanie protestującego młodzieńca wobec policjantów, obojętnie czy 1/ był to agresywny uczestnik protestu 2/ był to prowokator. Proste pytanie – prawda? Otóż odpowiedzi na nie rozkładały się, niestety, tak, jak przewidywałem. Publicyści obozu rządowego potępiali agresora, którego działania były zaprzeczeniem pokojowej demonstracji. Kiedy jednak pojawiła się hipoteza, że ów młodzieniec jest prowokatorem wynajętym przez publiczną telewizję po to, by swoim karygodnym zachowaniem zdezawuować pokojową demonstrację – od razu pojawiły się głosy wśród opozycji, że jego zachowanie było, rzecz jasna niedopuszczalne, ale teraz przynajmniej wiadomo, dlaczego się tam pojawił i „czemu miało to służyć”. Mam własne zdanie na temat tego „czemu miało to służyć”, ale nie ono jest tutaj ważne. Ważne jest to, że postawa, zgodnie z którą postępowanie agresywnego młodzieńca należy potępić niezależnie od tego „dla kogo grał” była w zdecydowanej mniejszości, a przynajmniej nie ujawniła się jakoś bardzo wyraźnie. Nafaszerowana sofistyką obłuda – tryumfowała. 


***

Piszę książkę o „Wojnie peloponeskiej” Tukidydesa, więc omijając polskie piekiełko – przypomnę znaną anegdotę dotyczącą tamtych czasów: otóż i w Atenach i w Sparcie można było krytykować Ateny, natomiast w Sparcie krytykować można było już tylko Ateny. Tak dla porządku – to Ateny reprezentowały demokrację. Tak, Tukidydes zbliżał się do obiektywizmu, na tyle na ile to możliwe. Pisał o nim autor ważnego dzieła „Społeczeństwo otwarte i jego wrogowie” Karl R. Popper: „Czytając Tukidydesa nie wolno /…/ zapominać, że sercem był przy Atenach, swym rodzinnym mieście. Chociaż, jak się zdaje nie należał do skrajnego skrzydła oligarchii ateńskiej, był niewątpliwie członkiem partii oligarchicznej i wrogiem zarówno ludu ateńskiego, który go wypędził, jak i jego imperialistycznej polityki. (nie chcę tym stwierdzeniem pomniejszać Tukidydesa, największego historyka wszystkich czasów. Ale, jakkolwiek dbał o prawdziwość podawanych faktów i bezstronność ocen, jego sądy i komentarze są jednak interpretacjami, stanowiąc wyraz jego własnych poglądów; z tymi zaś nie mamy obowiązku się zgadzać.) /…/. Wspomniałem powyżej, że Tukidydes był antydemokratą. Wynika to jasno z jego opisu imperium ateńskiego oraz nienawiści, z jaką do Aten odnoszono się w różnych miastach greckich. /…/ Zdając relacje z tego, co się nazywa opinią publiczną w okresie wybuchu wojny peloponeskiej, Tukidydes bardzo łagodnie krytykuje Spartę, bardzo ostro natomiast Ateny.”. Może to właśnie dynamiczna równowaga dwu nastawień: Tukidydes-Ateńczyk, Tukidydes-antydemokrata zbliżała Tukidydesa do obiektywizmu. Czy to ważne? No cóż, zależy dla kogo. I – po co? Jeden z najwybitniejszych współczesnych filozofów polityki Leo Strauss nieprzypadkowo napisał przecież: „Kto /…/ osiągnął zrozumienie wojny peloponeskiej, osiągnął zarazem granice wszystkiego, co ludzkie. Osiągnął pełne zrozumienie ludzkich spraw”. 
 

***

Czy jednak o zrozumienie ludzkich spraw tu idzie? Wielu (ilu?) wystarczy propagandowa papka. My – cacy. Oni – be. To dlatego pewnych swoich racji czy może tylko dobrze opłacanych propagandystów ci w dzisiejszej Polsce dostatek, diagnostów za to – jak na lekarstwo. Pytanie – czy ktoś czeka na realistyczną diagnozę sytuacji, skoro zdefiniował ją już wcześniej jako „przełomowy moment dziejowy”, w którym, wiadomo, wszystkie środki są dozwolone, bo nadrzędne (i w zasadzie, tak naprawdę, jedyne) jest pytanie „Kto-kogo?”. To podstawowe pytanie Włodzimierza I. Lenina, jakby się kto pytał, bo nie wie czy po prostu zapomniał. 




Może Cię zainteresować.