Przez stulecia w drewnianym kościółku w Gutach świętowano Boże Narodzenie. Ludzie przychodzili tu i z bliska, i z daleka, w śniegu i mrozie, w czasach, kiedy wiara w Boga była naturalną częścią życia ludzkiego, a także wtedy, gdy była spychana na margines. Chociaż od kilku miesięcy nie ma już guckiego kościółka, również w tym roku tradycji stanie się zadość. Dziś o godz. 23.00 zabrzmi tu uroczyste „Gloria in excelsis Deo”.
– Od pożaru kościółka co niedzielę są sprawowane msze święte pod krzyżem. Tak będzie do końca roku. Pod krzyżem odbędzie się również tegoroczna pasterka. Natomiast w nowym roku będziemy spotykać się tutaj już tylko przy takich okazjach, jak święta Trzech Króli, Matki Boskiej Gromnicznej czy na Zmartwychwstanie – informuje proboszcz parafii ropicko-trzyciesko-guckiej, ks. Kazimierz Płachta.
Tegoroczna pasterka będzie się różnić od tych poprzednich. Zamiast w czterech ścianach kościoła odbędzie się pod gołym niebem. – Dzieci szykują żywą szopkę, poza tym umówiliśmy się z księdzem, że ubierzemy choinkę i zainstalujemy jakieś oświetlenie – mówi parafianka, Janina Krężelok. Dodaje, że nie będzie żywych zwierząt, tak jak dawniej bywało na Boże Narodzenie, kiedy przed kościołem stały cielątko z osłem.
Na pasterkę do Gutów wybiera się w tym roku również Beata Kraina z Końskiej-Podlesia.
–Guty to moja świątynia serca. Jako osiemnastolatka, jeszcze w latach 80. ub. wieku, jeździłam się tutaj modlić. Ksiądz Adam Rucki organizował w tej świątyni piękne czuwania, na których przeżywaliśmy chwile zapału i uniesienia. Potem jeździliśmy do Gutów już tylko sporadycznie. Kiedy jednak w 2006 roku parafię objął ksiądz Płachta, nasza rodzina częściej zaczęła uczęszczać na tamtejsze nabożeństwa – mówi Kraina.
Pasterki w guckim kościółku zapamiętała jako szczególnie wzruszające. – Ten kościół miał specjalny, sakralny klimat. Czuliśmy w nim radość i pokój w sercach. Na pasterce zawsze był pełny. Trzeba się było jednak dobrze ubrać, bo było zimno i mróz dokuczał, a kościółek był nieogrzewany. W naszych sercach zawsze jednak gościły ciepło i radość. O północy wszyscy łamaliśmy się opłatkiem – wspomina pani Beata, dodając, że w 2008 roku razem z koleżankami-mamami założyły dziecięcy zespół „Ziarenka”, który przez kilka kolejnych lat upiększał guckie nabożeństwa. Na Boże Narodzenie dzieci zaś przebierały się w aniołki i zwierzątka i razem z prawdziwymi zwierzętami tworzyły przed kościołem żywą szopkę.
O niepowtarzalnym klimacie tego kościółka mówi również ks. Adam Rucki. Pasterki, które w czasach jego posługi przypadającej na lata 1978-84 odbywały się pod obowiązkowym nadzorem bezpieki, zachował głęboko w pamięci.
–Dla nas ten kościół był istnym Betlejem. Myśmy w nim znajdowali niebo na ziemi. Wchodząc do środka, człowiek czuł, że zstępuje na niego pokój i dobro – przekonuje duchowny. Jak zaznacza, aby wejść do guckiego kościółka, w niskich drzwiach trzeba było schylić głowę. Podobnie jak w Bazylice Narodzenia Pańskiego w Betlejem, dokąd wchodzi się kucając. – Ten specjalny klimat udzielał się wszystkim, którzy tu przychodzili. Niedawno serdecznie zaprzyjaźniłem się z biskupem ewangelickim, Tomášem Tyrlíkiem, który przyznał, że razem z młodzieżą ewangelicką też uczestniczył w naszych guckich pasterkach. Kościółek pękał wtedy w szwach, a ludzie stali także na zewnątrz. Pasterka rozpoczynała się od kolędy, którą trębacz grał z wieży kościoła – uzupełnia ks. Rucki.
Dziś głos trąbki nie będzie się unosić z wieży kościelnej. Na pasterkę pod gołym niebem wyruszą jednak wierni z całej okolicy. – Na pasterkę do Gutów zawsze chodziłam pieszo. W śniegu po kolana, mrozie, pod parasolem, a raz nawet jechałam na rowerze, bo tak się zrobiło ciepło. Droga z Końskiej-Podlesia zajmuje mi na piechotę ok. 45 minut. Jestem typem pielgrzyma, więc wolę to od jazdy samochodem – mówi Beata Kraina. Janina Krężelok dodaje z kolei, że chociaż żal starego kościółka, na nowy, mimo przejściowych niedogodności, parafianie z Gutów i okolicy chętnie poczekają.