Malowane kamyki – zabawa dla ruchliwych | 24.05.2021
W styczniu znalazłam pod bramką mojego ogrodu nieduży kamyk z obrazkiem bałwanka i życzeniami PF 2021. Na odwrocie widniał kod pocztowy i nazwa grupy na Facebooku. Dzięki temu dowiedziałam się o nowej, sympatycznej zabawie, która łączy kreatywność z ruchem na świeżym powietrzu – pisze Danuta Chlup. Gracie w kamyki?Ten tekst przeczytasz za 4 min. 15 s
Kamyki malowane przez Stanisławę Kubienę. Fot. archiwum prywatne
Na czym to wszystko polega? Grupa „Kamínky” („Kamyki”) jest otwarta dla wszystkich, którzy lubią kreatywność oraz spacery i wycieczki. Oprócz grupy ogólnokrajowej powstały także grupy lokalne, na przykład czeskocieszyńska lub piotrowicka. Można aktywnie włączyć się w zabawę, malując kamyki, umieszczając na nich kod pocztowy swojej miejscowości, a następnie rozmieszczać je w dowolnych miejscach. Można też ograniczyć się do zbierania pomalowanych kamyków.
Wiera Piekarska z Cierlicka należy do osób prowadzących bardzo aktywny styl życia. Spacery i piesze wycieczki – zarówno po okolicy, jak i w Beskidy – są jej ulubiony sposobem spędzania wolnego czasu. Nic dziwnego, że podczas swoich wędrówek nieraz już natknęła się na kamyki z obrazkami.
- Pierwszy kamyczek znalazł mój mąż u nas w Cierlicku, niedaleko naszego domu. Właśnie ten kamyczek z misiem koala na niebieskim tle był najpiękniejszy z tych, które udało mi się znaleźć podczas wędrówek z mężem, wnukami i koleżankami „Beskidzioczkami” – mówi pani Wiera. Na Facebooku znalazłam grupę „Kamínky” i dołączyłam do niej. Tam się dowiedziałam, o co w tej zabawie chodzi. Znaleziony kamyczek należy sfotografować i udostępnić go w grupie wraz z numerem kodu pocztowego. Dzięki kodowi autor kamyczka może śledzić jego wędrówkę. Tak właśnie robię i zawsze się cieszę, kiedy się dowiem, do kogo należy znaleziony kamyczek i poznam trochę jego historię. Kamyk można zatrzymać dla siebie albo, co jest lepsze, przenieść go w inne miejsce. Ja je przemieszczam.
Z jednym z kamyków znalezionych przez Wierę Piekarską wiąże się sympatyczna historia.
– Na szlaku z Łysej Góry na Wisalaje znalazłam kamyczek z życzeniem „Hezký výšlap”, napisanym dziecięcą ręką. Przyniósł nam z koleżanką szczęście, bo chociaż odjechał nam później sprzed nosa autobus, to sympatyczny turysta, widząc dwie starsze zdesperowane turystki, podwiózł nas swoim samochodem do Hawierzowa, choć nie całkiem miał to po drodze – wspomina pani Wiera.
Sama kamyczków nie maluje, ponieważ – jak mówi – nie ma do tego talentu. Malowaniem zajęła się natomiast jej koleżanka z Karwiny, Stanisława Kubiena. Liczbę pomalowanych kamyków liczy już na setki.
– W zimie, podczas pandemii, kiedy trzeba było siedzieć w domu, znalazłam na Facebooku grupę poświęconą kamykom. I zaczęłam je malować, a następnie, podczas spacerów z wnukiem, rozmieszczać je w terenie. Chodzimy do parku, nad Olzę, nad „karwińskie morze”. Tam głównie zbieram kamyki do pomalowania – opowiada pani Stanisława. W drodze na spacer niesie w plecaku gotowe kamyki, w drodze powrotnej „surowe” do opracowania. Swoje wytwory najczęściej umieszcza na drzewach – w różnych wgłębieniach, między konarami. Ma już wypróbowany postęp pracy: najpierw kamienie myje, później maluje je farbą lateksową, a na tym podkładzie maluje obrazek specjalnymi mazakami. Całość trzeba jeszcze utrwalić lakierem.
Stanisława Kubiena maluje zwykle całe serie takich samych kamyków. Malowała motywy bajkowe, zwierzątka, ale też z beskidzkimi schroniskami górskimi – inspirując się książeczką turystyczną PTTS „Beskid Śląski”. Ostatnio włączyła się w kampanię malowania kamyków poświęconych walce z rakiem. Ponadto próbowała dekorować kamyki metodą serwetkową. Cieszy się, kiedy zdjęcia swoich wytworów znajduje na Facebooku. Oczywiście nie wszystkie tam trafiają, karwinianka szacuje, że udaje jej się wyśledzić na Facebooku losy średnio dwóch kamieni z dziesięciu.
Pomalowane kamienie mogą służyć do propagacji jakiegoś miejsca, regionu czy kampanii społecznej. Niektóre obrazki to prawdziwe dzieła sztuki. Zachwyt budzą kamyki z pejzażami górniczymi Karwiny i okolicy, malowane przez Luboša Černego i jego żonę. Obie moje rozmówczyni przyznają, że bardzo by się ucieszyły, gdyby udało im się znaleźć takie cuda.
Obrazki karwińskich pejzaży Luboša Černego. Fot. FB/Karviná-oficiální stránka města