Jak dzisiaj wyglądają popularne „brygady chmielowe”, które pamiętają z czasów szkolnych niemal wszyscy dawni absolwenci gimnazjum i innych szkół średnich? Reportaż z tegorocznego zbioru chmielu napisała studentka z Suchej Górnej.
– Oj, biedna, jedziesz na chmiel? Dlaczego? Kto normalny jeździ na chmiel?! – mniej więcej takie reakcje wzbudzała w moich znajomych informacja o tym, jak zamierzam spędzić ostatnie dwa tygodnie sierpnia. Nasi rodzice i dziadkowie jeździli na zbiór chmielu obowiązkowo, nasze pokolenie może brać w nim udział z własnego wyboru, jeśli tylko zamiast zbierania truskawek w Szkocji woli przyczynić się do tego, by czeskie złoto miało odpowiednio gorzki smak.
Historie z chmielu należą do najpopularniejszych w mojej rodzinie, toteż z domu wyruszam z bagażem pełnym dobrych rad i starych koszul po kuzynach i dziadkach. – Będzie frajda – zapewnia mnie wujek, który na chmielu poznał swoją przyszłą żonę, więc niewątpliwie wszystkie złe przeżycia z tego czasu zupełnie już wyblakły w jego pamięci.
Wśród ludzi zjeżdżających się do Trszic, niewielkiej wsi oddalonej 30 minut jazdy od Ołomuńca, słychać przeważnie śpiewny akcent Morawiaków oraz ucinaną „ostrawszczyznę”. Załoga samochodu z Karlowych Warów trzyma się razem i woli nie zwracać na siebie zbytniej uwagi. Przeważają studenci, gimnazjaliści, ale są też emeryci i osoby, które wzięły urlop w pracy, żeby przyjechać. – Nie mam w planie gdzieś wyjeżdżać, to są moje wakacje. Będąc w gimnazjum, kilka razy pojechałam na chmiel i bardzo mi się podobało, więc zdecydowałam się jeszcze raz wrócić – tłumaczy Kaja, z zawodu policjantka.
Cały tekst znajdziecie w weekendowym wydaniu naszej gazety.