środa, 20 sierpnia 2025
Imieniny: PL: Bernarda, Sabiny, Samuela| CZ: Bernard
Glos Live
/
Nahoru

Wilhelm Franek - wspomnienie | 04.09.2016

Nauczyciela Polskiego Gimnazjum w Czeskim Cieszynie, Wilhelma Franka, tysiące absolwentów kojarzą z precyzyjnie wykonywanymi ćwiczeniami na drążku oraz równie dobrze sprecyzowanymi wymaganiami znajomości orientacji na mapie. Kiedy w poniedziałek nauczyciele i wychowankowie szkoły przyjdą się z nim pożegnać do kościoła katolickiego w Czeskim Cieszynie, pojawi się w ich wspomnieniach wyprostowana sylwetka pana profesora stojącego z zawieszonym gwizdkiem na szyi na tle politycznej mapy świata.

Ten tekst przeczytasz za 4 min.
Fot. ARC rodzinne W. Franka

Wilhelm Franek urodził się 18 września 1927 roku w Żukowie w rodzinie kolejarza i gospodyni domowej. Jego rodzice wybudowali dom w Czeskim Cieszynie, na Rozwoju, ale w czasie wojny musieli się stąd wyprowadzić na rozkaz wojska niemieckiego. Przenieśli się więc do Cieszyna, na drugi brzeg Olzy i tam zostali do końca okupacji. Po zakończeniu wojny chociaż z dużymi problemami udało im się odzyskać dom na Rozwoju, a synowi Wilhelmowi podjąć naukę w gimnazjum. – Tato zdawał maturę w 1949 roku jako jeden z pierwszych absolwentów samodzielnego polskiego gimnazjum w Czeskim Cieszynie. Po maturze podjął studia nauczycielskie w Ołomuńcu. Najpierw co prawda chciał studiować język czeski, ale tak się złożyło, że skończył geografię i wychowanie fizyczne, które stały się równocześnie pasją jego życia. Kochał sport i góry i chociaż okoliczności nie pozwalały wówczas na zwiedzanie świata, to teoretycznie znał go od A do Z – mówi córka zmarłego profesora gimnazjum, Urszula Samiec.

Rejonem, który Wilhelm Franek miał zwiedzony co do ostatniego wzniesienia, przełęczy i doliny, były Tatry. – Odwiedzał je przez lata z kolegami i nie boję się powiedzieć, że nie ma w Tatrach szczytu, którego by nie zdobył – przekonuje zięć, Roman Samiec, który tak samo jak rzesze wychowanków Polskiego Gimnazjum pamięta swojego teścia jako wielkiego pasjonata sportu. – Wychowanie fizyczne było zarówno jego pracą, jak i hobby. Organizował rozmaite turnieje sportowe z siatkówce i koszykówce, mistrzostwa szkoły w lekkiej atletyce, wyjeżdżał z młodzieżą na kursy narciarskie. Jednym słowem, udzielał się na polu sportowym, jak tylko mógł – dodaje pan Roman.

To wszystko miało miejsce w czeskocieszyńskiej placówce gimnazjalnej, do której przyszedł jako młody nauczyciel zaraz po studiach i dwuletniej służbie wojskowej. W  gimnazjum pozostał aż do emerytury, a nawet dłużej, bo przez kilka lat pracował tam jako emeryt. Geografii uczył również swoją córkę. – Cała klasa miała pewność, że skoro ja jestem w klasie, to geografii będzie nas uczył profesor Kujawa. Jakie więc było zaskoczenie, kiedy staną w drzwiach profesor Franek. Wielu osobom skutecznie popsuło to humor, bo bali się orientacji na mapie, której znajomości mój ojciec wymagał z żelazną konsekwencją – wspomina córka Urszula.

Wilhelma Franka jego wychowankowie zapamiętali jako nauczyciela wymagającego, ale za zawsze tryskającego humorem. Później również na organizowanych po latach spotkaniach klasowych był duszą towarzystwa i nie przepuszczał żadnej okazji, żeby zobaczyć się ze swoimi dawnymi uczniami oraz kolegami po fachu. – Kiedy wychowankowie zapraszali go na spotkania klasowe, cieszył się z tego i był im za to wdzięczny. Z zadowoleniem kwitował sukcesy swoich byłych uczniów i cieszył się z nich, jak by to były jego własne – zauważa zięć zmarłego profesora, który był nie tylko szanowanym nauczycielem, zapalonym sportowcem i turystą, ale także tancerzem – jednym z pierwszych członków ZPiT „Olza”, oraz działaczem pezetkaowskim.  

Chociaż kochał ruch, to ostatnie dwa lata Wilhelm Franek spędził na łóżku. Stawy biodrowe nie pozwalały mu wstać, jednak jego umysł nadal był w dobrej kondycji. – Do ostatnich dni można z nim było rozmawiać na najróżniejsze tematy. Opowiadał o swoich przeżyciach, interesował się tym, co dzieje się wokół, dyskutował. No i przede wszystkim nie opuszczał go jego specyficzny humor. Do samego końca pozostał człowiekiem pozytywnym, optymistycznie nastawionym do życia, mimo że wiedział, że nie zdoła już się ponieść z łóżka i nie wyjdzie poza mury szpitala – stwierdza R. Samiec.

Wilhelm Franek zmarł 30 sierpnia 2016 roku w trzynieckim szpitalu. Trzy lata wcześniej odeszła na wieczność jego żona Łucja. Wspólnie przeżyli 48 lat, wychowali syna Andrzeja i córkę Urszulę oraz doczekali się pięciu wnuków



Może Cię zainteresować.