Piątkowe popołudnie, 22 września, w kawiarni „Avion” należało do jazzu i fotografii. O swych życiowych pasjach opowiadało dwóch fotografików i muzyków jednocześnie: Marian Siedlaczek i Jerzy Pustelnik. Spotkanie moderował Adam Cieślar z Domu Narodowego w Cieszynie.
Panowie opowiedzieli, jak zaczęły się ich pasje. Obaj bowiem fotografują na jazzowych koncertach, dla obu także muzyka jest pasją. Pustelnik zaczął od jazzu, a później zajął się fotografią, Siedlaczek natomiast na odwrót – najpierw fotografował, a później zaczął interesować się muzyką. Bardzo ciekawe zwłaszcza dla młodych słuchaczy były wspomnienia obu fotografów dotyczące tego, jak kiedyś się fotografowało. I mówili nie tylko o czymś, co dla młodzieży jest dziś mało wyobrażalne, czyli wywoływaniu w domowej, zaaranżowanej w łazience lub pokoju ciemni wpierw klisz, a później odbitek czy o tym, że idąc na koncert mogli zrobić maksymalnie 36 zdjęć, bo tyle klatek miał film, a efekty można było zobaczyć dopiero po jego wywołaniu. – Przede wszystkim jednak nie wiem czy państwo zauważyli, jak kiedyś oglądało się koncerty, a jak teraz. Teraz wszyscy na widowni gapią się w smartfony co jest dla mnie głupie, śmieszne i niezrozumiałe – stwierdził Siedlaczek.
Artyści podzielili się też kwestiami ogólnymi, powtarzalnymi na większości koncertów. Zwrócili uwagę na fakt, że najczęściej fotografować można na początku koncertu przez pierwsze ileś czasu lub utworów. - Tymczasem najlepsze zdjęcia wychodzą na końcu koncertu – zauważył z własnego doświadczenia Pustelnik, a Siedlaczek przyznał mu rację. Padło też pytanie, czy to, że robią zdjęcia przeszkadza im w słuchaniu muzyki? - W tej chwili już mi to nie przeszkadza, ale pamiętam, że kiedyś zastanawiając się jakie zrobić ujęcie, dotarło do mnie że nie słyszę muzyki – wyznał Siedlaczek.