piątek, 2 maja 2025
Imieniny: PL: Longiny, Toli, Zygmunta| CZ: Zikmund
Glos Live
/
Nahoru

Zaolzie oczyma plastyków  | 01.10.2017

Tym razem bohaterem rubryki „Zaolzie oczyma plastyków” jest Władysław Kubień z Trzyńca, nauczyciel wychowania plastycznego w Polskim Gimnazjum im. Juliusza Słowackiego w Czeskim Cieszynie, a także twórca wielu żywiołów.

Ten tekst przeczytasz za 2 min. 30 s
Władysław Kubień na tle Huty Trzynieckiej. Fot. Małgorzata Bryl-Sikorska

Kiedy pytam Władysława Kubienia, jakie miejsce na Zaolziu jest dla niego ważne, najpierw zapada długie milczenie, a potem pada zdecydowana odpowiedź: Huta Trzyniecka. Oczywiście, mógłby wymienić inne miejsca, ale pochodzi z Trzyńca i ten kolos przemysłowy całe życie mu towarzyszy. W dzieciństwie spoglądał na hutę z Osówki, wzgórza, gdzie mieści się jego dom rodzinny. Zresztą, co równie ważne, z tego wzniesienia roztacza się widok zarówno na trzyniecki zakład pracy, jak i Beskidy. Jak mówi Kubień, to zestawienie techniki i natury, przemysłu i przyrody zawsze go fascynowało. Zamiast chodzić na katechezę do pobliskiego kościoła pw. św. Alberta, wolał wspinać się na wzniesienie naprzeciw Huty Trzynieckiej i stamtąd oglądać przejeżdżające pociągi towarowe i osobowe. Żartuje, że pociągały go bardziej pociągi. Pewnie jeszcze wtedy jako chłopiec nie przypuszczał, że podobnie jak jego rodzice będzie pracownikiem huty.

Po maturze miał iść na architekturę lub budownictwo, ale nie wyszło, więc dostał wezwanie do wojska. Z tego obowiązku udało mu się jakoś wywinąć i jako świeżo upieczony maturzysta rozpoczął pracę w stalowni nr 2 Huty Trzynieckiej. Jak wspomina, był to ciekawy i intensywny okres, choć nie sprzyjał pracy plastycznej. Natomiast w tym czasie sporo fotografował. Kupił swój pierwszy aparat fotograficzny. Był to bowiem jedyny moment w jego życiu, gdy mógł swobodnie przemieszczać się po wnętrzach tego ogromnego kombinatu przemysłowego i poznawać jego labirynty od środka.

Tak się złożyło, że właśnie tu osiadła moja rodzina i związała się z Trzyńcem poprzez hutę. Ten ogromny zakład pracy to element, który towarzyszy mi całe życie. Jednak w tym, co robię pod względem artystycznym, czyli przelewaniu pejzaży wewnętrznych na płótno, huta też jest często obecna. Patrząc na hutę, znajdziemy wszystkie stałe moich prac, czyli strukturę, wielość elementów, zderzenie techniki i żywiołu natury, ruch, dynamikę i zmianę. Huta to zakład, który jeśli ma żyć, musi pracować. Te wszystkie walce, dźwignie i tryby powinny ciągle się kręcić. Gdyby ta maszyneria zastygła, w tym momencie byłby koniec molocha – mówi Władysław Kubień o swoich związkach z Hutą Trzyniecką.

Cały artykuł znajdziecie w drukowanym „Głosie Ludu”.



Może Cię zainteresować.