Jedenaste miejsce w tabeli. Zaledwie punkt przewagi nad strefą spadkową. Drugoligowi piłkarze FK Fotbal Trzyniec zakończyli jesienną rundę w dołku psychicznym, w dodatku bez trenera. Zdymisjonowanego Radima Nečasa tymczasowo zastąpił dyrektor klubu, Karel Kula.
Tymczasowo, bo tylko w ostatniej kolejce z Pardubicami. Wczoraj, po zamknięciu numeru, rada nadzorcza trzynieckiego klubu wybierała z czterech kandydatów przedstawionych przez Karla Kulę.
– Decyzja należy do rady. Założenia są takie, że będzie to trener znający drugoligowe czeskie środowisko. W dodatku o wysokiej kulturze osobistej, bo nie chcemy w klubie ordynarnych osób, które w trakcie meczu zamiast skupić się na grze zespołu, atakują wyzwiskami ławkę przyjezdnych – powiedział „Głosowi Ludu” w przeddzień głosowania Karel Kula.
Na celowniku klubu znalazł się m.in. trener Zdeno Frťala, który jednak w czwartek podpisał kontrakt z Varnsdorfem. Zdradzi pan może, kto jeszcze przymierzany jest do trenowania na Leśnej?
Nazwiska osób, z których rada nadzorcza klubu wybierze nowego szkoleniowca, objęte są tajemnicą. Nie chcę zdradzać szczegółów, ale mogę powiedzieć z pełną odpowiedzialnością, że wybrałem czterech kandydatów, którzy będą w stanie wyprowadzić drużynę z impasu. Założenia są takie, że będzie to trener znający drugoligowe czeskie środowisko. W dodatku o wysokiej kulturze osobistej, bo nie chcemy w klubie gruboskórnych osób, które w trakcie meczu zamiast skupić się na grze zespołu, atakują wyzwiskami ławkę przyjezdnych. Decyzja należy teraz do rady.
Żeby nie wprowadzać czytelników w błąd, zdymisjonowany Radim Nečas nie należał do wspomnianej grupy chamskich trenerów...
Nie, powody, dla których zdecydowaliśmy się na odwołanie Nečasa, były zupełnie inne. Jego bilans przy sterze Trzyńca był kiepski. Liczyliśmy na grę w wyższych rejonach tabeli, tymczasem na półmetku sezonu plasujemy się na jedenastym miejscu, a strefa spadkowa zawisła nad nami niczym czarne chmury. Tymczasem początek rozgrywek był bardzo obiecujący. W pierwszej kolejce drupyna rozbiła 5:1 rezerwy Sigmy Ołomuniec i Radim Nečas zaliczył debiut z kategorii marzeń. Później jednak było coraz gorzej. Zdenerwowała mnie chociażby przegrana 0:1 w derbach z Karwiną, bo wcale nie byliśmy gorszym zespołem. Piłkarze jednak jak gdyby stracili wiarę w swoje umiejętności. Najpoważniejszy kryzys nastąpił zaś w wyjazdowych spotkaniach z Táborskiem i Hradcem Kralowej, w których straciliśmy łącznie dziesięć bramek. W hokeju jeszcze można ten fakt wytłumaczyć, ale w futbolu dziesięć straconych goli w dwóch meczach z rzędu to duża przesada. Ten, kto chce zobaczyć na żywo zespół pieśni i tańca, wpadnie na którąś z licznych imprez folklorystycznych w naszym regionie. I nie chce tego oglądać na naszym stadionie.
Radim Nečas zmienił w Trzyńcu Marka Kalivodę, który przed sezonem zrezygnował z powodów rodzinnych. Czy żałuje pan, że nie udało się Marka zatrzymać w klubie na dłużej?
Rodzina powinna być w życiu najważniejsza. Futbol to rozrywka, dla trenerów i piłkarzy w drugiej lidze zarazem szansa niezłego zarobku, ale pieniądze to nie wszystko. Marek Kalivoda chciał wrócić w rodzinne strony. Ot, po prostu. Nie ukrywam, że darzę Marka głębokim szacunkiem. Współpracowaliśmy razem już w czasach prowadzenia Karwiny. To młody trener z nowoczesnym podejściem do futbolu i w Trzyńcu świetnie się zaaklimatyzował. Tej aklimatyzacji zabrakło Radimowi Nečasowi. Nie spełnił niestety naszych oczekiwań, aczkolwiek, jak już wspominałem, rozpoczynał pracę w Trzyńcu w komfortowej sytuacji.
Cały wywiad w sobotnim, drukowanym wydaniu gazety.