Według ostatniego Spisu Powszechnego w Pradze mieszka ponad 1700 Polaków. W czasie świąt Bożego Narodzenia nad Wełtawą pozostaje ich znacznie mniej. To dlatego, że wielu z nich nie wyobraża sobie tych najpiękniejszych świąt w roku bez kolęd, opłatka i polskich potraw wigilijnych.
– W Pradze mieszkam dziewięć lat i wszystkie świętą spędzamy w Polsce. Co roku jeździmy do moich rodziców do Zamościa. Mąż nie protestuje. Jest Czechem i bardzo mu się podobają polskie święta z moją rodziną, rodzeństwem i kuzynami. Smakują mu też wszystkie nasze postne dania. Ryba, barszcz z uszkami, pierogi, gołąbki, racuchy, kompot z suszu… W sumie zostajemy więc w Polsce dwa tygodnie – relacjonuje Aneta Kotnicka-Heřmánek, jedna z mam posyłających swoje pociechy do Polskiej Szkoły w Pradze. – W Czechach zostałam tylko raz na święta, jeszcze kiedy nie byłam mężatką. I powiem szczerze, że mi się nie podobało – dodaje.
Agnieszka Čížkowa też wyszła za Czecha. W ciągu 15 lat Boże Narodzenie spędziła w Pradze zaledwie trzy razy. – To nie były polskie święta, ale święta według czeskiej tradycji. Wigilię obchodziliśmy sami z mężem i dziećmi, nie tak jak w Warszawie, kiedy przy wigilijnym stole spotykamy się także z rodzicami oraz rodzeństwem i spędzamy je według typowej polskiej tradycji – zaznacza.
Tymczasem dla pochodzących spod Wrocławia Ingi i jej męża Boże Narodzenia zawsze jest polskimi świętami. – Chociaż jeździmy na przemian do moich rodziców i do rodziców męża, to zdarzyło nam się już zostać w Pradze. Święta w Pradze też jednak muszą być po polsku. Nie wyobrażam sobie żeby było inaczej. Wigilia bez uszek, barszczu, pierogów i ryby to w ogóle nie jest możliwe. Staramy się też, żeby zawsze był opłatek. A jak nie mieliśmy opłatka, to dzieliliśmy się chlebem – wspomina swoje praskie święta mama trójki dzieci.
Młodsze małżeństwa, w których przynajmniej jeden z partnerów jest Polakiem, „uciekają” na święta do swoich pierwotnych polskich rodzin, do 12 dań wigilijnych i Bożego Narodzenia z czasów dzieciństwa. Polacy, którzy już dawniej osiedlili się w Pradze i w Czechach mają swoje dorosłe dzieci, wyjeżdżają na święta do Polski znacznie rzadziej. – Tu mamy dzieci czy rodziny dzieci, więc tutaj pozostajemy – potwierdza przedstawiciel starszego pokolenia, Władysław Adamiec. Mieszkając w Pradze, musiał zmienić wiele swoich świątecznych przyzwyczajeń, które, inspirując się programem Magdy Gessler, można by nazwać wręcz wigilijną kuchenną rewolucją.
– W domu u rodziców wieczerza składała się z dań, które budziły zdziwienie, czasami śmiech. Na początku była kapusta śląska na maśle podawana z chlebem. Później karp smażony z chlebem albo z konfiturami, kompot z suszonych owoców z grochem gotowanym, wmieszanym do kompotu, kasza z ryżu na słodko, kołacz i ciastka. Był też opłatek, ale spożywaliśmy go bez dzielenia się nim, maczany w miodzie – wspomina pan Władysław. Po przeprowadzce do Pragi z dań z rodzinnego Zaolzia ostała się na wigilijnym stole tylko kapusta z chlebem. – Po niej, według przyzwyczajeń żony Czeszki, jedliśmy zupę rybną, karpia smażonego z sałatką ziemniaczaną, owoce i słodycze. Nie było opłatka – dodaje. Obecnie na stole wigilijnym, przy którym zasiada razem z drugą żoną pochodzącą z Rybnika, potrawy są praktycznie te same. Z tą tylko różnicą, że śląską kapustę zastąpiła moczka, czyli owoce w masie czekoladowej, podawane według tradycji rybnickich teściów.
Polskie tradycje bożonarodzeniowe przywoływane są co roku na spotkaniach opłatkowych organizowanych w Klubie Polskim w Pradze. Innym przedświątecznym spotkaniem jest opłatek w polskiej Ambasadzie. Opłatek i polska kolęda co roku są obecne również w Szkole Polskiej w Pradze.
– Tradycyjnie organizujemy dwa spotkania. Pierwsze to przedstawienie jasełkowe z bazarem świątecznym, warsztatami świątecznymi i poczęstunkiem fundowanym przez działające przy szkole stowarzyszenie rodziców. Drugie, to szkolny opłatek, na którym spotykamy się w ostatnim dniu nauki przed feriami świątecznymi w ramach skróconych lekcji. Dzielimy się opłatkiem, śpiewamy kolędy, a mamy przynoszą ciasta. To wszystko odbywa się na naszym szkolnym korytarzu. Po 1 stycznia odgrywamy jasełka raz jeszcze dla całej Polonii w klasztorze św. Idziego – informuje dyrektorka szkoły, Agata Vlasákowa.
Dzięki duszpasterstwu Polaków, które zostało powołane zaraz w 1990 roku, a później przekształcone w polską parafię skupiającą Polaków i ich rodziny na terenie całej diecezji praskiej, w Pradze można przeżyć prawdziwe polskie święta. – Na polskich mszach niedzielnych zwykle bywa ok. 250 osób. Połowa z nich to turyści. Reszta to nasi parafianie, czyli Polacy, którzy przyjeżdżają do Pragi na kilkuletnie kontrakty w ramach międzynarodowych firm i ambasady. W Boże Narodzenie widać jednak, że wyjechali. Szczególnie na pasterce, która jest co prawda czeska, ale z polskim czytaniem, ewangelią i częścią kazania. Wtedy trudno znaleźć polskiego lektora, bo też w kościele Polaków jest zaledwie kilku – mówi proboszcz polskiej parafii św. Idziego na praskim Starym Mieście, dominikanin, ks. Hieronim Kaczmarek. Zaraz jednak zaznacza, że w oba dni świąt Bożego Narodzenia, na polskie msze w Pradze przychodzi ok. 50-100 osób. Wtedy w kościele słychać polskie kolędy. Czeski organista przez te lata zdążył już opanować ich melodie.