Pierwszy wrześniowy Pop Art melduje się z siłą uderzenia z nadgarstka Rostislava Klesli, kapitana hokejowych Stalowników Trzyniec. W trzynieckiej szatni podobno lubią rocka, co tylko dobrze świadczy o chłopakach z Werk Areny. Nie sposób bowiem skutecznie walczyć o krążek przy bandzie z Justinem Bieberem w tle.
MUZYCZNA RECENZJA
RIVERSIDE – Love, Fear And The Time Machine
Stać nas na znacznie więcej, niż strzelanie bramek do siatki Gibraltaru. Polacy potrafią też przebić się do ekstraklasy światowej w gatunku muzycznym, który nigdy nie zginie. Najlepsza polska rockowa płyta 2015 roku? Jedna z najlepszych rockowych płyt 2015 roku na świecie? Tak, najnowszy album Mariusza Dudy i spółki jest w stanie mierzyć się ze światową czołówką.
Już poprzednie wydawnictwo, „Shine Of New Generation Slave”, zasługiwało na duży szacunek, bo Riverside odbili się z mielizny powielania sprawdzonych schematów i naśladowania swoich nauczycieli – Brytyjczyków z Porcupine Tree i poszybowali w swoje własne, oryginalne rejony. Lider „Jeżozwierzowego drzewa”, Steven Wilson, pochlebnie wypowiadał się na temat poprzedniego albumu Riverside i wszystkie znaki na niebie każą przypuszczać, że również „Love, Fear And The Time Machine” zagości w jego słuchawkach. W świecie art rocka Steven Wilson uchodzi obecnie za mistrza ceremonii. Kogo wskaże palcem, ten sukces ma murowany. W przypadku Riverside procentuje także mocna baza fanów w Zachodniej Europie, grupa często koncertuje bowiem m.in. we Włoszech, Niemczech, Francji czy Hiszpanii. Muzyka z ostatnich dwóch płyt Riverside broni się jednak bez pomocy przyjaciół z branży. To po prostu solidna porcja dobrego, oryginalnego rocka, który nie pachnie kiczem ani podróbką. Mariusz Duda, wokalista i basista zespołu, coraz lepiej radzi sobie również z angielskim, co w przypadku polskich wykonawców wcale nie jest sprawą oczywistą. Międzynarodowy sukces poprzedniego albumu zmotywował muzyków do maksymalnego poświęcenia. – Naturalną siłą rzeczy chcieliśmy nagrać najlepszą płytę w karierze – zdradził w jednym z wywiadów Mariusz Duda, dusza Riverside. A zatem, czy zdali egzamin?
Zdali i to z wynikiem celującym. Dwa lata temu warszawiacy grali bardzo hard rockowo, miejscami – w pozytywnym słowa znaczeniu – trącili myszką. Najnowsza płyta jest inna, z bardziej nowoczesnym dźwiękiem, spójniejsza aranżacyjnie i tematycznie. Pierwsza połowa utrzymana jest przeważnie w ostrzejszych pejzażach rockowej pięciolinii. Stopniowo jednak muzycy wyciszają się, celebrują piękno bez wpadania w sidła Doriana Grey´a. Przyłapałem się nawet na tym, że w tle niektórych utworów słyszę... echa muzyki norweskiego trio A-Ha czy nawet formacji The Cure. W rozbudowanych kompozycjach „Saturate Me” i „Towards The Blue Horizon” zaznaczony jest z kolei prawdziwy kumszt wszystkich członków zespołu, na całe szczęście brakuje typowego dla rocka progresywnego samouwielbienia. Solówki gitarowe są obecne, ale w umiarkowanej formie, zmiany tempa nie rażą nachalnym szablonem w rodzaju „zróbmy coś panowie, bo słuchacze zaraz zasną”. Riverside znajdują się obecnie w życiowej formie. Aż boję się pomyśleć, jaka będzie ich następna płyta. Na dziś otrzymują znak jakości „Teraz Polska”, którego powinni strzec jak oka w głowie.
PRZEZ LORNETKĘ
„Karbala” (Polska, premiera 11. 9. 2015)
Otwieramy nową rubrykę, która od tego wydania Pop Artu regularnie gościć będzie w naszym zestawieniu. Na celowniku znajdą się zapowiedzi ciekawych wydarzeń kulturalnych z branży filmowej, muzycznej i nie tylko, które warte są świeczki. O tym, że polskie kino (w odróżnieniu od czeskiego) przeżywa renesans, świadczy nie tylko bardzo udana filmowa adaptacja książkowego bestselleru „Ziarno prawdy” Zygmunta Miłoszewskiego, ale także najnowsza odważna propozycja polskich filmowców. W zeszłym tygodniu na ekrany wszedł niecierpliwie oczekiwany obraz „Karbala” w reżyserii Krzysztofa Łukaszewicza. To prawdziwe męskie kino, które powstało na kanwie autentycznych wydarzeń sprzed jedenastu lat w Iraku. „To były cztery dni piekła… Irackie miasto Karbala. 2004 rok, środek wojny w Zatoce Perskiej. Zaczyna się ważne muzułmańskie święto Aszura. Bojówki Al-Kaidy i As-Sadry atakują miejscowy ratusz City Hall – siedzibę lojalnych władz i policji, w którym przetrzymywani są też aresztowani terroryści. Ich kolejne wściekłe ataki odpiera osiemdziesięciu polskich i bułgarskich żołnierzy, którzy mają zapasy jedzenia oraz broni jedynie na 24 godziny walk. Tracą kontakt z bazą, nie wiadomo, kiedy dotrze wsparcie. Wystrzelawszy niemal całą amunicję, na racjach głodowych, zabijają ponad stu napastników, nie tracąc ani jednego żołnierza. Wygrywają największą polską bitwę od czasów II wojny światowej” – oto oficjalny tekst dystrybutora. Zapowiada się niezła jazda, którą już w czwartek podczas oficjalnej przedpremiery obejrzeli również uczestnicy tamtych dramatycznych wydarzeń, czyli polscy komandosi. Według zapewnień reżysera filmu, Krzysztofa Łukaszewicza, „Karbala” powstała w hołdzie dla bohaterskich polskich i bułgarskich żołnierzy i ma ambicje zostania polskim odpowiednikiem głośnego obrazu Ridley´aScotta „Black Hawk Down”. Co ciekawe, oprócz Kurdystanu, gdzie rozgrywa się większość scen batalistycznych, za plenery filmu posłużyło też m.in. Opole oraz kopalnia margla wapiennego „Folwark”. W postać kapitana Kalickiego wcielił się Bartłomiej Topa, w filmie ponadto zagrali m.in. Antoni Królikowski (sanitariusz Kamil Grad), Leszek Lichota (kapral Maleńczuk), Michał Żurawski (sierżant Waszczuk), Tomasz Schuchardt (porucznik Sobański) i Piotr Głowacki (Galica).