Świat tak szybko pędzi do przodu, że rzadko potrafimy się zatrzymać. Jednym z tych nielicznych momentów, który nas do tego zmusza, jest śmierć kogoś bliskiego: krewnego, przyjaciela, osoby, której wiele zawdzięczamy, która nas czegoś nauczyła – matematyki, chemii, geografii, życzliwości, życia…
W nekrologach w „Głosie” nieraz pojawiają się osoby, które znałam „z terenu”: społecznicy, organizatorzy i animatorzy życia kulturalnego, nauczyciele, artyści, publicyści i dziennikarze… Długo można by wymieniać. Często byli to ludzie, których określa się mianem człowieka-orkiestry, zaangażowani na wielu polach, tacy, których, zdawałoby się, nie może zabraknąć.
Zdawałoby się… Rzeczywistość pokazuje, że jest inaczej. Nawet po śmierci tych najbardziej zasłużonych i na pozór niezastąpionych osób ziemia dalej się kręci, słońce wschodzi i zachodzi, koła PZKO urządzają bale i dożynki, na scenach nie brakuje artystów, a gazety i czasopisma nie wychodzą z białymi plamami.
Czy to znaczy, że możemy zapomnieć o tych, którzy na zawsze opuścili ten świat, nasze środowisko, krąg naszych przyjaciół i znajomych? Uważam, że wręcz przeciwnie. Nawet wtedy, gdy inni przejmą od nich pałeczkę prezesowania, nauczania, konferowania, grania, dyrygowania, pisania, organizowania remontów, smażenia placków i pieczenia kołaczy, powinniśmy o nich pamiętać. Naszym redakcyjnym wkładem w pielęgnowanie tej pamięci jest tradycyjne już, coroczne przypomnienie szczególnie zasłużonych Zaolziaków, którzy odeszli w ostatnim roku. Również w datowany na wtorek 1 listopada numerze „Glosu” znajdziecie Państwo poświęcony im materiał.