niedziela, 14 grudnia 2025
Imieniny: PL: Alfreda, Izydora, Zoriny| CZ: Lýdie
Glos Live
/
Nahoru

Literatura kryminalna nie ogranicza się do pytania, kto kogo zabił. Druga część wywiadu z Robertem Małeckim | 05.12.2025

Zgodnie z zapowiedzią sprzed tygodnia, wracamy do rozmowy z pisarzem Robertem Małeckim. Tym razem rozmawiamy między innymi o fenomenie powieści kryminalnych oraz jak w takim bogactwie wyłapać prawdziwe perełki.

Ten tekst przeczytasz za 7 min.
Kryminały zawierają w sobie zagadkę i tajemnicę. Jako czytelnicy próbujemy wyprzedzić śledczego, typując potencjalnego sprawcę i rozwiązując kryminalną łamigłówkę – mówi Robert Małecki. Fot. Bartosz Maciejewski

Kryminały są dziś popularne praktycznie w całej Europie. Rekordy popularności biją na przykład w Skandynawii, gdzie czytelnicy na kolejne powieści czekają z wypiekami na twarzy. Coś podobnego zaczyna dziać się w Polsce. Czym tłumaczyć fenomen tego gatunku? Czy może kluczem do jego zrozumienia jest fakt, że zazwyczaj mamy do czynienia z czymś więcej, niż samą zagadką kryminalną do rozwiązania? Bo przecież pojawia się cała paleta postaci, które są dość mocno obudowane psychologicznie?
– Może być tak, jak mówisz. Można powiedzieć, że współcześnie kryminał jest miksem gatunkowym. Znajdziemy w nim sporo wątków obyczajowych, psychologicznych, ale też odrobinę sensacji czy thrillera. I to jedna strona medalu. A druga to taka, że my, dorośli, wychowaliśmy się na bajkach. I jest trochę tak, że kryminał jest bajką dla dorosłych, zawierającą w sobie dużo pytań, i – co najważniejsze – zagadkę i tajemnicę. Jako czytelnicy próbujemy wyprzedzić śledczego, typując potencjalnego sprawcę i rozwiązując kryminalną łamigłówkę.
A poza tym, czytamy powieść, żeby odkleić się od rzeczywistości, żeby nie myśleć o tym, co nas czeka jutro w pracy lub żeby uprzyjemnić sobie daleką podróż.
Siłą literatury kryminalnej jest to, że nie ogranicza się do pytania, kto zabił. Często przedstawia problemy społeczne. Taka jest na przykład cała literatura skandynawska; mój ulubiony islandzki pisarz Arnaldur Indriðason w jednej ze swoich opowieści porusza temat bezdomności. Dla mnie, jako pisarza, zbrodnia jest tylko pretekstem do opowiedzenia czegoś więcej o współczesnym człowieku i o społeczeństwie.

Powiedziałeś, że czytasz sporo kryminałów. Nie boisz się wpadnięcia w pułapkę, że przemycisz treści, wątki, którym ktoś nadał już literacki kształt?
– Współcześnie mamy do czynienia z ogromnym bogactwem na rynku książki, dlatego nie da się uniknąć porównań. Ostatnio śmialiśmy się z Wojtkiem Chmielarzem, bo zupełnie niezależnie wydaliśmy w tym samym czasie powieści (u mnie jest to „Żałobnica”, u Wojtka „Wyrwa”) o podobnym temacie, z podobnym punktem wyjścia. Czas wydania był zbliżony, dlatego nie mogliśmy ściągnąć od siebie tematyki opowieści: jest wypadek, wdowa lub wdowiec musi poradzić sobie ze stratą najbliższej osoby i zaczyna się grzebanie w przeszłości. Takie sytuacje na rynku książki mają prawo się wydarzyć.
W ogóle odnoszę wrażenie, że w literaturze kryminalnej było już chyba wszystko. A to, co my robimy, jest próbą opowiedzenia na nowo tych samych historii. Ale przecież podobnie jest z serialami. Nie ma chyba takich, które wniosłyby do tej opowieści coś zupełnie nowego… Może są inaczej nakręcone, bardziej nowocześnie, mają ciekawszych bohaterów, ale co do zasady, co do samej zbrodni, jest to to samo. W tym roku na rynku ukazała się moja powieść „Rumor”. Nie ukrywam, że bardzo dużą inspiracją podczas pisania były w jakimś stopniu książki amerykańskiego pisarza S.A. Cosby’ego. Jak dla mnie, to jedno z objawień literatury, coś na kształt serialowych „True Detecitve” czy „Mare z Easttown”. Mówią o prostych sprawach pięknym językiem.

Nie powinniśmy się biczować, że czytamy za mało. Bo to powieści jest za dużo. Za dużo jest seriali, filmów. Wszystkiego jest za dużo.  

A groźba plagiatu?
– Nie, powtórzę raz jeszcze – tutaj chodzi wyłącznie o inspirację. Czytając niejedną książkę, i pewnie inni pisarze mają podobnie, zastanawiam się, jak ja bym to napisał, co zmieniłbym w podejściu do tematu. Weźmy warsztaty: kiedy określimy sobie wspólnie bohatera i zbrodnię, i każemy wszystkim, dajmy na to, pięciu uczestnikom napisać taką powieść, powstanie pięć różnych książek.

To zaledwie fragment niezwykle bogatego literackiego portfolio autora. Fot. Robertmalecki.pl

Na koniec pozwól na osobisty wtręt. Nie od dziś Polska zmaga się z problemem czytelnictwa. Przeczytanie jednej książki w roku deklaruje mniej niż 50 procent naszych rodaków. A ja przekroczyłem od stycznia 40 książek i mam kaca moralnego, że to wciąż za mało. Co roku, dochodząc do pięćdziesięciu pozycji, mam podobnie. Dlatego chciałem zapytać: czy to trzeba leczyć?
– (Śmiech). Nie powinniśmy się biczować, że czytamy za mało. Bo to powieści jest za dużo. Za dużo jest seriali, filmów. Wszystkiego jest za dużo. Nie damy rady przeczytać wszystkich książek czy obejrzeć wszystkich seriali, bo – umówmy się – nie ma to najmniejszego sensu. Wiesz, ile rocznie ukazuje się kryminałów w Polsce?

Nawet nie próbuję strzelać…
– Ponad 600.

Mamy własny kompas, który musi nas prowadzić: albo jakaś książka nam się podoba, porwie nas, przeniesie w inny świat, będziemy o niej myśleć w czasie innych zajęć, albo nie. 

Polskich i zagranicznych autorów?
– Tylko polskich. Przecież nikt tego nie przeczyta. Gdyby ktoś chciał zrobić dziś socjologiczne lub filologiczne badania na temat tego, co się dzieje w polskim kryminale, z góry skazany jest na porażkę.

Nie da się przeczytać 600 książek w roku…
– Nie da się i nie warto. Na pewno większość tych książek jest zwyczajnie słabych, trochę jest przeciętnych, i znacząco mniej znakomitych. Pytanie tylko, jak wyłowić te najciekawsze pozycje.

No właśnie, jak to robić?
– Ja sam już dawno przestałem czytać do końca książki, które mi się nie podobają. Dziś już się nie męczę. Podobnie jest z serialami. Jak nie wciąga i podczas oglądania zaczynamy przeglądać Facebooka czy Instagrama, to od razu kończmy. Szkoda czasu.

Twoja rada brzmi zatem: przy zalewie książek czytajmy tylko te, które nas wciągają?

– Tak, bo istotą jest czytanie dobrych książek. Mamy własny kompas, który musi nas prowadzić: albo jakaś książka nam się podoba, porwie nas, przeniesie w inny świat, będziemy o niej myśleć w czasie innych zajęć, albo nie.

Robert Małecki o sobie
Z wykształcenia jestem politologiem i filozofem, absolwentem Akademii Bydgoskiej (dziś Uniwersytet Kazimierza Wielkiego) i Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, ukończyłem studia podyplomowe z psychologii zarządzania. Przez wiele lat pracowałem jako dziennikarz i redaktor gazety Pomorza i Kujaw „Nowości” oraz jako kierownik redakcji tego dziennika w Grudziądzu, byłem dyrektorem Wydziału Komunikacji Społecznej i Informacji Urzędu Miasta Torunia oraz specjalistą działu administracji Toruńskich Wodociągów Sp. z o.o.Obecnie jestem prezesem zarządu Fundacji Kult Kultury i utrzymuję się z pisania. To ostatnie zawdzięczam moim Czytelnikom i Wydawnictwom. 




Może Cię zainteresować.