piątek, 19 kwietnia 2024
Imieniny: PL: Alfa, Leonii, Tytusa| CZ: Rostislav
Glos Live
/
Nahoru

"Jak mi się podoba" | 11.10.2020

Nie, nie próbuję tytułem przekornie nawiązywać do znanej komedii Williama Szekspira („Jak wam się podoba”). To tylko przypomnienie – i jednocześnie autentyczny, głęboki hołd – złożony autorowi „Roku 1984”, George’owi Orwellowi. „Jak mi się podoba” to bowiem nieco figlarny tytuł rubryki felietonów jakie publikował Orwell w „Tribune”.

Ten tekst przeczytasz za 6 min. 15 s
Fot. pixabay


Może on swoją dezynwolturą wprowadzać w błąd. Wydawać się może deklaracją subiektywizmu i woluntaryzmu. A przecież w rzeczywistości felietony Orwella zalecają się nie tylko samodzielnością myślenia, ale i wyostrzonym dążeniem do obiektywizmu, są ciągle ponawianymi próbami dotarcia do rzeczywistości – wbrew logice partyjnych interesów i ideologicznemu konformizmowi. W swoim czasie zrywały zasłony taniej retoryki i obłudy tych, którzy zawsze wiedzą lepiej. I są stale gotowi na każdą podłość i głupotę dla zaspokojenia apetytu nadchodzącego „ducha dziejów”, którego czynią się jedynymi depozytariuszami. Orwell tak zakończył tekst „Powstanie Warszawskie i jego krytycy”: „Na koniec słowo do Czytelników, którzy napiszą do mnie w tej sprawie. Czy mógłbym jeszcze raz zwrócić uwagę na nadtytuł mojego felietonu i przypomnieć, iż wydawcy »Tribune« niekoniecznie zgadzają się ze wszystkimi moimi poglądami, ale wprowadzają w życie swoją wiarę w wolność słowa”. Już po tym fragmencie widać, że tak często i gęsto cytowany dzisiaj w Internecie Orwell, nie znalazłby dla siebie miejsca w żadnym współczesnym obozie politycznym. Zamiłowanie i przywiązanie autora „Folwarku zwierzęcego” do zdrowego rozsądku nie pozwoliłby mu łamać podstawowych zasad porządnego myślenia, aby tylko uzasadniać z góry założoną (a przy okazji – dowolnie zmienianą, w zależności od potrzeby) tezę o tym, jak czytać rzeczywistość, jak rozumieć świat. Nie można sobie wyobrazić Orwella jako kogoś, kto niecierpliwie czekałby na partyjny „przekaz dnia” i do niego dostosowywałby swoje wypowiedzi, ba, jemu podporządkowywałby swoje myślenie. „Im widnieje”, „Oni wiedzą lepiej”, oni gdzieś tam, na Kremlu, czy jeszcze gdzie indziej – wiedzą lepiej, więc po prostu musimy im wierzyć. Tak wszak właśnie prości komuniści, szeregowi towarzysze tłumaczyli, także przed samymi sobą swoje myślowe wygibasy, w których to co dzisiaj było prawdziwe i postępowe, już jutro stawało się reakcyjnym obciążeniem. Furda tam logika, elementarny zmysł rzeczywistości. Byle być po linii i na bazie. Aha, nie mógłby być też Orwell partyjnym doktrynerem – chroniła go przed jednym (byciem mniej czy bardziej świadomym rezonerem propagandy) i drugim (byciem specjalistą od tworzenia post-prawdy) „potęga smaku”. Tak, tak, zapraszam do lektury wiersza Herberta pod takim właśnie tytułem.

W dzisiejszym świecie bardzo modne jest deprecjonowanie nie tylko intelektualnych, ale nawet umysłowych kwalifikacji oponentów. By to uczynić wystarcza zwykle kilka obelg i epitetów znanych doskonale także każdemu pijaczkowi. Orwell nie uciekał od mocnych słów, ale nie zastępowały one mu argumentacji, bywało, że ją wieńczyły, podsumowywały. Posmakował tego główny anty-bohater polemicznego felietonu Orwella „Powstanie warszawskie i jego krytycy”, Geoffrey Barraclough. Zacznijmy od tego, że tekst autora „Folwarku zwierzęcego” poświęcony powstaniu warszawskiemu nie jest głosem, ani „za”, ani „przeciw” decyzji o wybuchu powstania. Jest argumentacją skierowaną przeciw tym, którzy przekonując do tej drugiej możliwości (czyli „przeciw” powstaniu) naruszają podstawowe obowiązki zabierającego głos w sprawach publicznych intelektualisty. Idzie o reakcje tzw. postępowej angielskiej inteligencji. Tak więc, pisze ze sporą dozą ironii i sarkazmu Orwell (wrzesień 1944 roku), iż krytycy powstania zdają się sądzić, „że Polacy zasłużyli na lanie, albowiem uczynili coś, do czego przez całe lata namawiały ich alianckie rozgłośnie, i że nie otrzymują żadnej pomocy z zewnątrz, bo na nią nie zasługują”. Dalej – podkreśla konsekwentne wyrzucanie przez angielskich inteligentów poza horyzont myślenia możliwości realnej pomocy powstańcom przez „sojusznika, sojuszników Polski”, czyli Stalina. Zauważa Orwell, że Barraclough stwierdza jednocześnie, że 1/ powstanie nie było spontanicznym zrywem narodu, ale wybuchło na rozkaz rządu polskiego w Londynie, który 2/ nie został uzgodniony „ani z rządem brytyjskim, ani radzieckim” i „nie uczyniono nic, by skoordynować wybuch powstania z ofensywą aliantów”. Wreszcie – podkreśla 3/ „emigracyjność” rządu londyńskiego, to, że nie panuje on nad całością polskiego ruchu oporu i na koniec – 4/ zarzuca rządowi londyńskiemu, że „przyspieszył wybuch powstania po to, by zająć Warszawę przed wkroczeniem do niej Rosjan, ponieważ w takim przypadku polepszyłaby się jego pozycja przetargowa wobec wyzwolicieli ze wschodu”. W ten sposób – ciągnie dalej – gotów był „zdradzić sprawę Polaków, by utrzymać swoją niepewną pozycję”.

Orwell punktuje: wedle niego zarzut 2 jest prawdziwy, a 1 – częściowo prawdziwy, tyle że zarzut 3 – „sprawia, że dwa poprzednie stają się nonsensowne”. I stawia Orwell proste pytania: jeżeli rząd londyński nie był akceptowany przez większość mieszkańców Warszawy, to dlaczego mieliby wzniecać na jego rozkaz powstanie? Dlaczego rząd staje się „emigracyjny” (w domyśle – mało ważny), bo przebywa w Londynie, a gdy udaje się do Moskwy, to już – co? Emigracyjny nie jest? I jeszcze – o niewiele wiedzącej o Polsce ówczesnej inteligencji brytyjskiej: „Gdyby jutro Stalin przestał popierać PKWN i uznał rząd londyński, cała brytyjska inteligencja poszłaby za nim jak stado baranów”.

Nie uciekał Orwell i od mocniejszych obelg. Propagandzistów każdej opcji ostrzegał, że nie można po czasie (samo)zakłamywania „powrócić nagle do intelektualnej przyzwoitości. Raz się skur... – kur... zostaniesz”. Jak się zdaje, wielu dzisiejszych „wielbicieli” Orwella zna jego twórczość głównie z internetowych memów. Powierzchownie i wybiórczo. I interpretują fragmenty „z Orwella” tak, jak się podoba ich propagandzie.

Krzysztof Łęcki

 



Może Cię zainteresować.