Jajecznica z „pięciorzutem” | 24.06.2019
Wygląda na to, że sezon tegorocznych jajecznic zamknęli członkowie PZKO w Łąkach. W niedzielne słoneczne popołudnie przy boisku miejscowego klubu piłkarskiego „Lokomotywa” zapłonęła tzw. szwedzka pochodnia, czyli ognisko w naciętym odpowiednio pniu drzewa, na którym stanął potem wielki gar ze skrojonym boczkiem. Ten tekst przeczytasz za 2 min. 45 s
Fot. jot
Ale nim to nastąpiło, to po raz pierwszy w historii łączańskich jajecznic odbył się konkurs dla pań, nazwany przez prezesa Stanisława Pribulę „pięciorzutem nowoczesnym”. Zadaniem uczestniczek było trafienie do wiklinowego kosza styropianowymi jajami „smoczymi” i „czarcimi”, starym butem męskim (lewym), telefonem komórkowym (również leciwym już modelem) oraz – uwaga! – wałkiem. Podczas wykonywania rzutów uczestniczki musiały trzymać między udami miotłę, jak to były zwykłe czynić czarownice.
Główną nagrodą była butelka „Jägermeistra”, którą zdobyła dziennikarka i fotoreporterka „Zwrotu” Beata Tyrna znana jako Indi, co pokazuje, że żurnaliści niejednokrotnie potrafią namieszać podczas wszelakich imprez. Jak to jest, że tę nagrodę wygrała pani redaktor, a nie któraś z członkiń miejscowego koła?!
– Szwindel to nie był – odpowiada ze śmiechem prezes Pribula i dodaje:
– Te babki trzeba troszkę rozruszać, bo chłopi to się trochę więcej ruszają, oni zawsze gdzieś – tu prezes wskazał na sklecony z dwóch słów bufet – jeszcze sobie chodzą…
A kiedy już przyjdą do stołów z tym co trzeba, oddają się wspomnieniom, gdyż tamtejsze koło PZKO jest na swój sposób przesiąknięte nostalgią. Warto nadmienić, że około 60 procent jego członków nie mieszka w zniszczonych przez rabunkową gospodarkę węglową Łąkach, ale przeprowadziło się czy to do pobliskiej Ligoty Alodialnej, czy Kocobędza, do którejś z dzielnic Karwiny lub dalekich Piotrowic, a także do jeszcze dalszego, położonego u stóp Beskidów Nawsia. Stamtąd przyjechał na niedzielną jajecznicę Tadeusz Filipczyk, który jest łączaninem, choć od lat wszyscy kojarzą go z Goroliją.
– Muszę powiedzieć, że mnie tu ciągnie niesamowicie – mówi słynny konferansjer „Gorolskigo Święta”. – Starego psa ciągnie do swojego gniazda. Tu długie lata byłem zastępcą prezesa PZKO i przewodniczącym Stowarzyszenia Rodziców i Przyjaciół Szkoły. I jak by to powiedzieć… Tak człowiek wzrósł z tym terenem, z tymi ludźmi, że niekiedy jest mi strasznie tęskno. A czym mi jest więcej roków, to tym bardziej ta tęsknica mnie bierze. Każdego roku staram się tu przyjeżdżać.
I przyjeżdża wraz z małżonką, również łączanką. Przyjeżdżają tu i inni, którzy pamiętają czasy, kiedy Łąki ciągnęły się od Podobory aż po Darków, a teraz ich serce bije gdzieś na skraju wsi podczas kameralnych pezetkaowskich imprez.