Dom Polonii, położony nad
Narwią, w XV-wiecznym zamku, łączy historię z teraźniejszością. Tutaj każdy –
jak reklamuje się to miejsce – znajdzie coś zarówno dla ciała, jak i ducha. Przede
wszystkim jednak jest to miejsce, w którym bije serce polskości – to tutaj od
lat przyjeżdżają Polacy z całego świata, żeby spotkać się, podyskutować,
wymienić poglądami, przy okazji wyjazdów prywatnych, ale także różnego rodzaju
forów.
– Ten projekt powstał z myślą
o was. Po pierwsze, żeby nasi goście mogli pokazać różne gwary, po drugie, żeby
udowodnić wam, że gwara to nie jest błąd, ale bogactwo języka polskiego – mówił
do zgromadzonej młodzieży w sali Maneż Krzysztof Piekarski, członek Rady
Krajowej Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”. W rozmowie z „Głosem” dodał, że
chodziło także o wykorzystanie niezwykłego potencjału, jaki tkwi w pułtuskim
zamku.
– To swoiste centrum
polonijne. W pewnym momencie pojawiła się myśl, że skoro przyjeżdżają tutaj
ludzie z całego świata, ze Wschodu i Zachodu, mówiący jednym językiem, choć
często posługujący się gwarami, to warto by to było skonfrontować i poszukać
wspólnego mianownika. Słowem, próbować znaleźć odpowiedź na pytanie, czy Polak
z Zaolzia dogada się z Polakiem z Litwy – stwierdził Krzysztof Piekarski.
Nie ma wilka, jest zilk…
Szybko okazało się, że to
pytanie retoryczne. Doskonale znany na Zaolziu Chrystian Heczko, członek kapeli
„Lipka”, przywitał się w środę z młodymi widzami wierszem Władysława Młynka.
Chrystian
Heczko porwał młodych widzów w podróż po Zaolziu. Fot. Tomasz Wolff
– Ej gróniczki, ej gróniczki,
jako reźne ście chlebiczki. W piekarszczoku wypiykane, twardym palcym
przeżegnane. Ej gróniczki, ej gróniczki, gdóż was pieknie wymalowoł, Że przez
cały dłógi żywot, w swoim sercu żech was chowoł – uniosło się nad Narwią.
Dużo większe problemy
widownia miała ze zrozumieniem tego, co mówił Cezary Kuczyński, mieszkający na
Kurpiach, prowadzący na Facebooku profil… ZKurpiSyn. Okazało się bowiem, że
język kurpiowski trochę wymyka się doskonale znanym wszystkim ramom. – My nie
mówimy sz, tylko s, więc szyszka to jest syska. Podobnie jest z cz. I chociaż
jestem Czarek, to mi zawsze wychodzi Carek. Na głowę zakładamy capkę, a do tego
salik. My, Kurpsie, nie znamy też litery ż – mówił energicznie Cezary, czym
wywoływał salwy śmiechu na widowni.
– Jakie znacie słowa
zaczynające się na literę ż? – pytał. – Żak, dobrze, czyli zak, a żaba to po
naszemu zaba – kontynuował.
Zabawne z naszego punktu
widzenia są także łączenia spółgłosek z samogłoskami. Na przykład pi zamienia
się na ps, dlatego też pies to psies. Podobnie rzecz ma się z połączniem b oraz
i. Bies to więc Bzies, a Białystok Bziałystok. A słyszał ktoś z państwa o
zilku. Nie, to już tłumaczę. Zilk to wilk, a zieziórka to sympatyczne rude
stworzenie uganiające się w parkach za orzechami.
Cezary
Kuczyński, prowadzący na Facebooku profil… ZKurpiSyn, w kurpiowskim wydaniu. Fot. Tomasz Wolff
Do Pułtuska przyjechała także
Anna Adamowicz z Bujwidz w rejonie wileńskim. – Ten projekt to przede
wszystkim fajna okazja do spotkania z ciekawymi ludźmi. Wszystkie tego typu
projekty traktuję z tego punktu widzenia. To jednocześnie duże wyzwanie
zainteresować tym tematem tak duże grono młodych osób – przyznała. Jak dodała,
najważniejsza, abstrahując od sposobu mówienia, jest tożsamość, czyli poczucie
bycia Polakiem.
– Był taki okres przed 30 laty na Litwie, że próbowano nam
wmówić, że Polaków na Wileńszczyźnie nie ma, są tylko spolonizowani Litwini. I
to był ich błąd, bo Polacy mają to do siebie, że jak im się coś próbuje wcisnąć
na siłę, to następuje odwrotna reakcja. Dzięki Bogu. To poczucie tożsamości
jest we mnie. Mogą mi wmawiać, że nie jestem Polką, ale to nic nie da. Jestem
Polką i czuję się Polką – powiedziała pani Anna.
Z Wilna przyjechała skromna
delegacja z Gimnazjum im. św. Jana Pawła II.
Język to środek
porozumiewania się
W drugim dniu warsztatów do
Pułtuska przyjechał wybitny polski językoznawca prof. Jerzy Bralczyk. Godzinną
rozmowę z nim przeprowadził przed publicznością niżej podpisany. Pojawiły się
pytania nie tylko o to, czy jest możliwy dialog gwar oraz jak to pożenić z
literackim językiem polskim, ale na przykład o młodzieżowe słowo roku. Profesor
zauważył, że większość ze słów, która znalazła się w finałowej piętnastce, ma
obce pochodzenie. Nie zgodził się, na sugestię prowadzącego, żeby trochę
„poszponić”, bo to oznacza coś nie do końca legalnego i właściwego.
– W ogóle dialog jako taki ma
pozytywne znaczenie. Dialog to jest pokazanie swoich myśli, ale bez rezygnacji
z tego, co mówię, co myślę, żeby się porozumieć. Język to nie jest narzędzie
komunikacji. To jest środek porozumiewania się. Służy nie tylko temu, że ja coś
powiem, a ty to zrozumiesz, ale wymianie. A do jakiego stopnia możemy się
porozumieć, świadczy także o naszym zdrowiu narodowym, psychicznym. Ostatnio
coraz częściej mówi się o tym, że Polacy nie potrafią się porozumieć. A są to
osoby, które mówią etnicznie tym samym językiem – mówił prof. Bralczyk.
Padło
także pytanie o zmiany, które wejdą do języka polskiego od 1 stycznia 2026
roku.Od tego dnia na przykład mieszkaniec Cieszyna to będzie
Cieszynianin, a nie cieszynianin, jak do tej pory. Kiedy napiszemy o wypadku
forda, to użyjemy wielkiej litery, a wybierając się na wydarzenie muzyczne
udamy się na koncert chopinowski.
A
jakie jest ulubione słowo pana profesora związane z Bożym Narodzeniem? – Ładnym słowem jest kolęda, bo od razu chce się
je zaśpiewać. Niedawno pytano mnie o to samo w programie telewizyjnym. Wtedy
przyszło mi na myśl słowo „blask”. Wydaje się samo trochę błyszczeć. Ale inne
też są ładne – opowiadał z uśmiechem