wtorek, 18 lutego 2025
Imieniny: PL: Konstancji, Krystiana, Sylwany| CZ: Gizela
Glos Live
/
Nahoru

Pre-teksty i Kon-teksty Łęckiego: Ironia podszyta szyderą | 15.01.2025

Uwaga! Ten felieton nie jest o kopaniu (piłki). A przynajmniej – nie tylko. Będzie, jak podpowiada tytuł – o ironii. Niemniej od świata piłki nożnej się zaczyna. I to egzotycznie – bo choć za chwilę trafimy do Wiecznego Miasta, to kontekst dla opowieści tworzony będzie na Półwyspie Arabskim.

Ten tekst przeczytasz za 6 min. 30 s
Okładka książki „Wariant Gombrowicza”. Fot. ARC

I
Tak... Saudyjczycy nie kojarzą się zwykle – i nie ma się czemu specjalnie dziwić – z piłkarską klasą. Choć oczywiście zawsze znajdzie się ktoś, kto przypomni, że na ostatnim mundialu wygrali z późniejszym mistrzem świata – grającą w najsilniejszym składzie Argentyną. I może nawet doda, że przecież Polska na tym samym turnieju wygrała z Arabią Saudyjską, więc... Dobra, nie brnijmy. Dzisiaj – ciszej nad naszymi Orłami. Będzie o to łatwo, bo felieton rozpocząć chcę od piłkarza z Arabii. Piłkarza, który – wraz z kibicami ze swojego kraju miał okazję zasmakować rzymskiej szydery. I to w sposób specjalnie wyrafinowany, bo dla Saudyjczyków niezrozumiały.

II
Abdulhamid – bo o tego futbolistę tu idzie – został latem ubiegłego roku zakupiony przez klub AS Roma. Niewiele się po nim spodziewano. Zakupiono go z powodów marketingowych – żeby „zwiększyć zasięgi”, zainteresowanie rzymskim klubem w egzotycznym regionie świata. Otóż kiedy po raz pierwszy pojawił się na boisku pod koniec meczu z Athletic Bilbao, najbardziej fanatyczni kibice Romy zgotowali mu tak wielką, gorącą owację, jakby był jednym z ich idoli. – No cóż – pisał Tomasz Lipiński w tygodniku „Piłka Nożna” („Być może jak Cafu”, 17 grudnia 2024) – owacja ta była jednak „podejrzanie przesadna”. Nie zauważyli tego rodacy Abdulhamida. Toteż nie dziwi, że arabskie media czekające na jego debiut w znanym europejskim klubie – pierwszy Saudyjczyk i to na dodatek w meczu europejskich pucharów! – opisały zgotowaną Abdulhamidowi owację, w tym fanatycznej trybuny Curva Sud – niezwykle entuzjastycznie. Oddajmy raz jeszcze głos Lipińskiemu: „Tyle tylko, że tak naprawdę była ona podszyta ironią, wręcz kpiną z nowego piłkarza (...) Później na forach internetowych rzymscy fani wyżywali się ile wlezie na Saudzie (...) W odpowiedzi rodacy lżonego piłkarza reagowali wpisami pod obraźliwymi komentarzami. W Internecie rozpętała się awantura na całego, niemal groziło dyplomatycznym konfliktem”.

III
Tak, nawet w tak rozemocjonowanych miejscach jak stadiony piłkarskie jest czas na nieco bardziej wyrafinowaną szyderę, kpinę, ironię. Nie zawsze czytelną dla ludzi z zewnątrz. Przyznam, że ja sam oglądając przed kilku laty mecz Premier League Leeds – Liverpool miałem zagwozdkę. W pewnym momencie spotkania młody piłkarz klubu z miasta Beatlesów – Harvey Elliot został brutalnie zaatakowany przez rywala. Kontuzja, którą wtedy odniósł wyeliminowała go z gry na wiele miesięcy. A wyglądała tak, że gdy nienaturalnie wygiętą nogę Elliota zobaczył gwiazdor Liverpoolu Mo Salah, to pobiegł na drugą stronę boiska, byle tylko na to nie patrzeć. Elliot opuścił boisko na noszach – kibice Leeds wstali i pożegnali go oklaskami. Okazywali w ten sposób szacunek? No cóż, Leeds – oprócz oczywiście Manchesteru United – to najbardziej wrogi Liverpoolowi klub w Anglii. Zatem kibice Leeds okazywali szacunek czy ich „standing ovation” to reakcja podszyta szyderą z „pokonanego”, wyeliminowanego wroga? Ot, zagwozdka.

IV
Oczywiście łatwo wskazać środowiska, w których ironiczne środki użyte do tego, by z kogoś szydzić są znacznie bardziej subtelne. Przypominał Stanisław Cat-Mackiewicz: „Najbardziej dla Woltera charakterystyczne są jego uniżone pochlebstwa będące tylko maskami dla pogardliwych drwin. Obserwując sprawy polityczne, wojny, walki, doszedł do przekonania, że nikt właściwie nie ma racji. Na tym tle umiał spieniężać swój autorytet. Fryderykowi II gorąco winszował jego zwycięstwa nad Francuzami, przez całe lata powtarzał swe zachwyty nad bitwą pod Rossbach, w której Fryderyk II pobił Francuzów, choć król pruski na pierwsze powinszowanie odpowiedział mu z wielką godnością, że nieprzewidziane okoliczności pozwoliły mu wygrać tę bitwę. Ale Fryderyka II Wolter nie lubił za jego skąpstwo”. Niekiedy w grę wchodzą kwestie subtelne i niemal dla wielu niezauważalne – Ot choćby interpunkcja. Janusz Głowacki przypomina, jak to Antoni Słonimski zmienił wersję swego „Poematu autobiograficznego”, nie mogąc wybaczyć w latach siedemdziesiątych Jarosławowi Iwaszkiewiczowi, „że nie włączył się do opozycji i akceptuje miłość Edwarda Gierka. (…) W wersie Julku miły i Leszku, drogi Jarosławie, Kaziu – wszystkich najczulej przyzywam z imienia – przesunął w 1972 roku do przodu jeden przecinek i przybrała ona taką oto postać: Julku miły i Leszku drogi, Jarosławie…”.

V
Właśnie pojawiła się na ladach księgarskich moja książka „Wariant Gombrowicza”. Gombrowicz i ironia? Ależ oczywiście! Stefan Chwin i Stanisław Rosiek wyjaśniali (to teraz takie modne słowo), co to znaczy „Mówić Gombrowiczem. Jeszcze mówi serio, a już zmienia ton, jeszcze jest z nami, a już zwraca się przeciwko nam – chce poprowadzić nas tam, gdzie prowadzą go ironia i kaprys, więc z upodobaniem rozgrywa sytuację, którą za moment lekceważąco rozproszy. (...) Wie, że tylko parodia może go ocalić, więc parodiuje wszystkich – także siebie”. Niekiedy przydaje się Gombrowicz w sytuacjach zbytniego uniesienia. Pisał kiedyś wspominkowo Jerzy Sosnowski: „Uczucia patriotyczne wyeksploatowano w latach 80. doszczętnie. Na przesyt słowem »Polska«, które odmieniano przez wszystkie przypadki po obu stronach barykady, odtrutką był wówczas ironiczny Gombrowicz”. Czy mógł zastąpić autorytety? No cóż, przeczytałem w jednym ze wspomnień o autorze „Ferdydurke”, że ten nie domagał się „respektu dla swojej osoby, a jeśli go zdobywał, to za sprawą swojej ironii”.

VI
Ironia, o czym nie należy zapominać, to bardzo subtelna broń. I tak znalazł Jerzy Pilch w jednym z tekstów uwagę, którą – jak pisał – „wpierw wziąłem za błąd, potem za potknięcie, potem jeszcze za pochopność, potem za dość wyraźnym cudzysłowem opatrzoną zgryźliwą ironię, na końcu zaś za – może nawet przez samą autorkę nie dość docenioną rację”. No cóż, nigdy nie dość powtarzać uwagę Fryderyka Nietzschego: „Przyzwyczajenie do ironii, równie jak do sarkazmu, psuje charakter, No cóż, (…): w końcu człowiek staje się jak pies kąśliwy, który oprócz kąsania wyuczył się i śmiać jeszcze”.

VII
No cóż...
Krzysztof Łęcki


Może Cię zainteresować.