wtorek, 10 września 2024
Imieniny: PL: Eligii, Irmy, Łukasza| CZ: Irma
Glos Live
/
Nahoru

Pre-teskty i Kon-teksty Łęckiego: Mental na zimno | 19.07.2024

Tytuł tego felietonu przypominać komuś może pozycję z egzotycznego menu. Ale – nie. To tylko moja subiektywna recenzja z zakończonych niedawno finałów Mistrzostw Europy w piłce nożnej. Spokojnie. Felieton ten piszę, kiedy emocje związane z tą imprezą już opadły.

Ten tekst przeczytasz za 7 min.
Polska uśmiechnięta piłka nożna. Fot. Łączy Nas Piłka

Przynajmniej moje, zwłaszcza te związane z udziałem reprezentacji Polski. To zatem tylko kilka uwag o futbolowym mentalu Polaków, który daje się wszak rozpoznać także poza piłkarskim boiskiem i wypełnionych kibicami trybunami stadionu.

I
Nadzieje na piłkarski sukces w ME subtelnie studził tygodnik „Piłka Nożna” („Polacy są skazywani na porażkę w rywalizacji z Francuzami i Holendrami, ale już z Austriakami mogą powalczyć. Z uwagi na przepisy obowiązujące w mistrzostwach Europy nawet jedno zwycięstwo może [choć nie musi] dać przepustkę do fazy pucharowej”). Z tego jednak, co pamiętam z wielu komentarzy, nasze wyrachowanie szło dalej. Mieliśmy zremisować w pierwszym pojedynku z Holendrami, potem – wygrać ze słabszymi od nas Austriakami, by na koniec rozgrywek grupowych, w ostatnim meczu trafić na aktualnych wicemistrzów świata – Francję. Ta, po dwóch – jak zakładano – zwycięstwach nie przyłoży się specjalnie do meczu z Polską i będzie szansa na remis. Remis z wicemistrzami świata! I awans do1/8 finału! No cóż, do sukcesu, którym miałby się stać tak pożądany przed finałami remis z wicemistrzami świata powrócę na końcu felietonu; jak kto niecierpliwy zajrzeć może tam już oczywiście od razu. Do rzeczy.

II
Jak pamiętamy, najlepszy mecz na mistrzostwach zagrała Polska z Holandią, prowadziła nawet 1-0, potem przez dłuższy czas z Pomarańczowymi remisowała, by wreszcie stracić gola w ostatnich minutach meczu. I otóż, jak sądzę, to nie tyle porażka w pierwszym meczu finałów, ale reakcja na nią zadecydowała o tym, że ostatecznie z kretesem przegraliśmy te finały. I naprawdę nieważne, czy zajęliśmy na nich miejsce ostatnie, czy też jednak udało nam się wyprzedzić Szkocję, lądując w takim przypadku na zaszczytnym 23. miejscu, na 24. startujące drużyny narodowe. Tak czy inaczej po dwóch kolejkach rozgrywek grupowych jako jedyni mogliśmy już pakować walizki. A przecież reakcją na przegraną z Holandią było ledwie maskowane... prawie-że zadowolenie.

 Tylko trener Michał Probierz – zwycięzca kilku towarzyskich sparingów – nie tracił rezonu. Czy miał powody? No cóż, przed finałowymi rozgrywkami reprezentacja pod jego światłym kierownictwem pokonała wszak Turcję...  


Tak, zadowolenie. Przegrana z Holandią to oczywiście nie był „zwycięski remis”. Ale czyż nie była to „honorowa porażka”? Przełóżcie ten zwrot na języki obce, zaznajomcie z nim cudzoziemców – okaże się, że tylko w Polsce jest powszechnie zrozumiałe. „Wstydu nam nie przynieśli” – słyszało się po meczu z Pomarańczowymi. Jakby to właśnie miało być celem naszych reprezentantów. I ta kołacząca gdzieś nadzieja, że co prawda przegraliśmy z Holendrami – „po walce”, oczywiście, więc z Austriakami...

III
No, łatwo sobie dopowiedzieć. Skończyło się na tym, że najwyraźniej nieświadomi takich kalkulacji Austriacy Holandię zwyciężyli i... wygrali grupę. Tak, odpadli w 1/8 finału z Turkami (z którymi my wygraliśmy w meczu towarzyskim, że przypomnę), ale po świetnym, dramatycznym, obfitującym w bramkowe sytuacje meczu, który nie tylko kibice ale widzowie będą długo pamiętać. Występów polskich piłkarzy nikt nie zapamięta. Jedyny epizod, który ewentualnie zapadanie w pamięć, to oddany w ośmieszającej „kreskówce” sposób wykonywania rzutu karnego przez Lewego.

IV
Oczywiście, powie ktoś (i nie bez racji), że po przegranym meczu z Austriakami, na polską kadrę piłkarską spadła fala krytyki. Tak, to prawda. Była złość kibiców, gorzkich słów nie szczędzili komentatorzy. Tylko trener Michał Probierz – zwycięzca kilku towarzyskich sparingów – nie tracił rezonu. Czy miał powody? No cóż, przed finałowymi rozgrywkami reprezentacja pod jego światłym kierownictwem pokonała wszak Turcję... W każdym razie już pod odpadnięciu reprezentacji z rozgrywek Probierz przekonywał: „To bolesne, ale widzę zalążek zespołu. Z tej drogi się nie cofnę. Nie żałuję żadnej decyzji, graliśmy wysoko i agresywnie i tak będziemy grać”.

Bo nawet w takim przypadku nie ma sensu dyskutować nie tylko o „stylówce” selekcjonera, ale nawet o niezłym stylu, prezentowanym przez polskich piłkarzy w meczu z Holandią. Inaczej – że sparafrazuję – „już za dwa lata Polska może nie zagrać w mistrzostwach świata”... 


No cóż, Probierz zawsze powołać się może na przykład legendarnego menedżera Manchesteru United Alexa Fergusana, któremu włodarze klubu zawierzyli tak bardzo, że na efekty (a miało się okazać, że były to efekty spektakularne) poczekali dobrych kilka lat. Ile warto czekać na sukcesy reprezentacji Probierza? Nie wiadomo. Na razie pozostają nam na pocieszenie absurdalne wyliczenia, jak choćby te, które przedstawił jeden z polskich dziennikarzy sportowych – że oto Polska w rozgrywkach grupowych zdobyła więcej bramek niż Francja i Anglia. Ktoś powie – żartował... Otóż – nie sądzę. Przecież to są fakty!

V
W ostatnim meczu mistrzowskich finałów zremisowaliśmy (a więc zgodnie z przebiegłym, pierwotnym planem) z Francją. Remis z wicemistrzami świata! Aktualnymi wicemistrzami świata, podkreślę, bo pamiętam, że kiedy polską kadrę obejmował Ryszard Wójcik i w pierwszym meczu wygrał z Węgrami, to też przypomniano, że to wiktoria (znaczy zwycięstwo) nad wicemistrzami świata (tyle, że z roku 1954...). Jakiś czas temu (grubo przed finałami ME) reprezentacja Austrii zremisowała z Francją. Gdy selekcjonerowi Austriaków, Niemcowi Ralfowi Rangnickowi, reporter telewizyjny pogratulował remisu z – znowu podkreślę – aktualnymi wicemistrzami świata, ten odpowiedział: „Nie sądzę, że tutaj za cokolwiek można gratulować. Gdy w 83 minucie prowadzisz 1-10 i masz rzut wolny na połowie rywala, aby po kilku sekundach stracić bramkę po kontrze, to naprawdę to wysuwa się na plan pierwszy i wymaga analizy”. Czekam na polskiego selekcjonera (albo selekcjonera reprezentacji Polski), który nie tylko będzie umiał tak zareagować, ale naprawdę tak będzie myślał. I to nie tylko po remisie, który nic nam w finałowych rozgrywkach nie dawał, ale – zwłaszcza – po porażce w pierwszym meczu. Nawet, gdyby miała być to minimalna porażka z wyżej notowanym przeciwnikiem, którym – och, och – nawet przez kilkanaście minut prowadziliśmy. Bo nawet w takim przypadku nie ma sensu dyskutować nie tylko o „stylówce” selekcjonera, ale nawet o niezłym stylu, prezentowanym przez polskich piłkarzy w meczu z Holandią. Inaczej – że sparafrazuję – „już za dwa lata Polska może nie zagrać w mistrzostwach świata”...
Krzysztof Łęcki





Może Cię zainteresować.