»Chcemy zaprosić na Zamek współczesnych artystów« | 26.12.2024
Myślimy, aby przygotować program wydarzeń z udziałem
artystów współczesnych. Dla młodych ludzi to będzie sygnał, że historia nie
jest zamkniętym rozdziałem, że można się do niej twórczo odnieść – powiedziała
w rozmowie z PAP Małgorzata Omilanowska-Kiljańczyk, dyrektorka Zamku
Królewskiego w Warszawie.
Ten tekst przeczytasz za 13 min. 30 s
Małgorzata Omilanowska-Kiljańczyk. Fot. ARC Zamku Królewskiego w Warszawie
Mijają trzy miesiące od objęcia przez panią stanowiska
dyrektorki Zamku Królewskiego, ale przecież tę funkcję miała pani sprawować już
od dziewięciu lat. Taka była decyzja rady powierniczej Zamku, której minister
Piotr Gliński nie uszanował. Powstała sytuacja niespotykana.
– Przejmowanie przez następnego dyrektora schedy po
poprzedniku to proces wymagający czasu i uważności. Daleka jestem od
krytykowania w czambuł wszystkiego, co się zdarzyło za czasów mego poprzednika.
Myślę, że prof. Wojciech Fałkowski w miarę kompetencji i możliwości robił, co
do niego należało, jednak na wiele spraw mam inny pogląd. Polityka muzealnicza,
którą mam zamiar prowadzić, będzie się w wielu punktach różniła od tego, co
robił dotychczasowy szef Zamku, w niektórych musi nastąpić zmiana o 180 stopni,
ale czasami może to być kontynuacja. Dla mnie istotne jest wyłapanie wszelkich
nieprawidłowości.
Konieczne są porządki, by nie nazwać tego mniej elegancko
– sprzątanie.
– Nowy styl zarządzania pozwoli nam lepiej planować
działania i uniknąć błędów, które stały się udziałem poprzednika. Nie skupiamy
się jednak na zarzutach. Chodzi o to, aby jak najszybciej powstrzymać
niewyobrażalnie rozbudowane plany zakupów rozmaitych obiektów dla Zamku. To
transakcje, które pochłaniały ogromne środki finansowe, obciążały budżet
państwa i kieszeń podatników. Na Zamku w latach 2018-2024 wydano tylko na
zakupy dzieł sztuki 115 mln zł. A w jakiej mierze została naruszona dyscyplina
finansowa, to jest pytanie do prawników, nie do mnie.
Zapewne rozstrzygnie to audyt.
– Audyt zostanie przeprowadzony. Działalność muzealnicza,
tak jak wiele sfer polskiego życia gospodarczego, politycznego, musi być
poddana kontroli. Będziemy kontynuowali zakupy, ale one przede wszystkim są
ukierunkowane na odzyskiwanie przedmiotów z kolekcji zamkowych, które wskutek
rozmaitych odmian losu zostały rozproszone, wywiezione, sprzedane. Warto też
kupować przedmioty, które stanowią kontekst dla posiadanych już zbiorów. Prof.
Fałkowski m.in. postanowił utworzyć kolekcję renesansowego malarstwa włoskiego.
O ile włoskie malarstwo XVIII-wieczne było obiektem zainteresowań Stanisława
Augusta Poniatowskiego, o tyle malarstwo renesansowe nie.
Daleka jestem od krytykowania w czambuł wszystkiego, co się zdarzyło za czasów mego poprzednika.
W Warszawie nikt
takich dzieł nie zbierał. I zakupy, które zostały przez prof. Fałkowskiego
dokonane, czynią wyłom w tej tradycji; zaczęto tworzyć kolekcję, której się
nigdy nie uda skompletować, bowiem malarstwo włoskie doby renesansu nie
znajduje się w codziennej ofercie rynku sztuki, w dodatku jest dramatycznie
drogie. Moim najważniejszym zadaniem jest to, aby zasoby Zamku, te dawniejsze,
pochodzące z darowizn oraz depozytów, i nowsze, powstałe w wyniku zakupów,
zostały optymalnie wykorzystane. Zbiory trzeba opracować naukowo i udostępniać
w rozmaitych formach i we właściwych miejscach na wystawie stałej czy też na
czasowych ekspozycjach. To ogromna praca – już prowadzona. Brzmi to mało
atrakcyjnie, ale stanowi istotę muzealnictwa: mieć wartościowe, piękne, bogate
zbiory dzieł sztuki i mądrze je eksponować.
Zakupy zakupami, ale Zamek ma swoje wspaniałe kolekcje.
– Zamek Królewski stał się beneficjentem niemal połowy
kolekcji Lanckorońskich. W 1994 r. otrzymał w darze od prof. Karoliny
Lanckorońskiej zbiór obiektów, wśród nich jest 15 dzieł będących w XVIII w.
własnością króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. W ramach tej kolekcji są
np. dwa portrety autorstwa Rembrandta van Rijna „Dziewczyna w ramach obrazu” i
„Uczony przy pulpicie”. Zamek jest też miejscem przechowywania unikatowej w
skali światowej kolekcji kobierców wschodnich, która, mam nadzieję, wkrótce stanie
się jego własnością. Gromadzona przez Teresę Sahakian kolekcja liczy ponad 700
obiektów. W Zamku znajduje się także Kolekcja Fundacji Zbiorów im.
Ciechanowieckich. Prof. Andrzej Ciechanowiecki przez 30 lat zbierał na rynku
europejskim przedmioty, które były polonikami bądź mogły pochodzić z Zamku.
Trzecią ogromną kolekcją jest zbiór map I Rzeczypospolitej z kolekcji dr.
Tomasza Niewodniczańskiego. W jego skład wchodzą ryciny, grafiki i rysunki.
Wiele znakomitych cennych obiektów pochodzi też z mniejszych darowizn.
Zbiory, kolekcje to podstawowa tkanka, esencja tego
miejsca, którego pełna nazwa brzmi „Zamek Królewski w Warszawie – Muzeum.
Rezydencja Królów I Rzeczypospolitej”.
– Tożsamość Zamku zasadza się na trzech filarach. Zamek jest
pamięcią po polskiej monarchii, po potędze I Rzeczypospolitej i jej władcach.
Drugim filarem, niezwykle istotnym, unikatowym w skali europejskiej, jest to,
że Zamek Królewski, jeszcze zanim stał się dworem monarchów, był już siedzibą
polskiego parlamentu. Tu znajdowały się izba poselska i senatorska, tu
obradował parlament. A zatem można powiedzieć, że Zamek jako instytucja jest
symbolem dawnej państwowości polskiej. Trzecim wielkim filarem budującym
tożsamość Zamku w kontekście państwa i miasta jest jego odbudowa i wielka akcja
ratowania, wywożenia, ukrywania zbiorów w czasie wojny. I nie chodzi tylko o
dzieła sztuki, ale też o fragmenty posadzek, drzwi, klamek, mozaik, luster. To
dzięki temu odbudowa Zamku miała sens. O ratowanie zabytków w czasie wojny
walczył Stanisław Lorentz. Po wojnie, wraz z Janem Zachwatowiczem i Piotrem
Biegańskim, namawiał polityków do podjęcia decyzji o odbudowie Zamku. Całe
pokolenie historyków, muzealników, architektów, rzemieślników było w tę
odbudowę zaangażowane. A zadbano nie tylko o to, aby w sposób staranny
odtworzyć bryłę zewnętrzną, ale też, aby wnętrza odtworzyć ściśle według
dokumentacji. Mówienie, że Zamek Królewski jest rekonstrukcją, jest prawdą w
odniesieniu do jego murów. Wnętrza jednak w dużej mierze, za sprawą ocalonej
substancji dekoracyjnej, są autentyczne. Przecież na ścianach Apartamentu
Wielkiego jak dawniej wiszą obrazy Bacciarellego, na postumentach stoją rzeźby,
przechowane posadzki ułożone zostały według pierwotnych wzorów. Warto pamiętać,
że z pierwszym i drugim filarem łączy się i to, że w XX-leciu międzywojennym
Zamek Królewski był siedzibą prezydentów Rzeczypospolitej. Jestem przekonana,
że budowanie programu wystawienniczego takiej instytucji, powinno opierać się
właśnie na tych filarach.
Zamek Królewski w Warszawie. Fot. ARC
Chodzi i o ekspozycję stałą, i wystawy czasowe.
– Naturalnie. Zamek zawsze organizował wystawy czasowe i
będzie nadal je przygotowywał, choć w mniejszej skali. Planuję rocznie trzy
wystawy czasowe. Dobrze przygotowana wystawa czasowa składa się nie tylko z
dobrego scenariusza, sprawnej produkcji, skutecznego sprowadzenia i
przygotowania do ekspozycji dzieł oraz prac konserwatorskich.
Całe pokolenie historyków, muzealników, architektów, rzemieślników było w tę odbudowę zaangażowane.
Ważne jest także
obudowanie jej programem naukowym, oświatowym, odpowiednio dobranymi projektami
edukacyjnymi, katalogiem i oprawą medialno-reklamową. Należy przecież dotrzeć
do publiczności z informacją, zainteresować ją, zachęcić. To wymaga współpracy
zespołów, które są dobierane do danej wystawy. Kiedy przyszłam do Zamku, nie
zastałam planu wystaw na przyszły rok, nie było żadnych wystaw „w toku”. Jedyną
ekspozycję, w trakcie przygotowań, którą zostawił prof. Fałkowski, musiałam
odwołać.
Jaka to miała być wystawa?
– Na tysiąclecie koronacji Bolesława Chrobrego. O odwołaniu
wystawy przesądziły różne czynniki, zarówno finansowe, jak i to, że ta wystawa
na Zamku „kanibalizowała” wiele obiektów potrzebnych na wystawę, która w tym
samym czasie miała się odbyć w innym miejscu. Były dyrektor Zamku proponował
wystawy na ten sam temat, co przygotowywane przez inne placówki muzealne. A ile
jest artefaktów, którymi można zwizualizować wystawę dotyczącą XI wieku?
Niewiele. Jeśli Muzeum Historii Polski we współpracy z Muzeum Początków Państwa
Polskiego w Gnieźnie opracowało taką wystawę - właśnie została otwarta – to nie
ma sensu przygotowywanie drugiej ekspozycji na ten sam temat, tylko droższej, i
wyrywanie sobie dzieł sztuki niezbędnych do jej stworzenia. Dlatego wystawę
odwołałam.
Tamci muzealnicy zapewne się ucieszyli, ich praca nie
poszła na marne.
– W przeciwieństwie do mojego poprzednika staram się
utrzymywać dobre kontakty z szefami rozmaitych muzeów w Polsce. Nie widzę
powodów, aby Zamek Królewski miał rywalizować z innymi placówkami. A tak było.
Wiem, że są muzea państwowe, które chętnie przyjmą w długoterminowe depozyty te
części naszych zbiorów, które po prostu nie pasują do zbiorów zamkowych. Misją
społeczną muzeum jest gromadzenie, ale i udostępnianie zbiorów. Jeśli sami nie
jesteśmy w stanie tego zrobić, to postarajmy się to umożliwić innym.
Podobno przeszła pani przez wszystkie komnaty Zamku, ale
nie przez całe magazyny. A jak teraz wygląda sytuacja?
– Magazynujemy nasze dzieła sztuki w kilku miejscach, na
terenie Zamku, Podzamcza; większość z nich już teraz widziałam; zbiory są
przechowywane w odpowiednich warunkach, ale przy organizacji wystaw czasowych
powinny być wyznaczone przestrzenie magazynowe specjalne dla eksponatów, które
np. przyjeżdżają z innych muzeów; musi być miejsce na rozpakowanie, drobne
konserwacje. Dzieła muszą „odpocząć” po podróży, zanim się je rozłoży, napnie
czy ustawi. Sporo pomieszczeń obejrzałam i mam poczucie, że wiele obiektów
znajduje się nie tam, gdzie powinno.
Jako historyk sztuki w pracy naukowej, w książkach, a
jako szefowa Ministerstwa Kultury - w praktyce szczególną uwagę skupiała pani
na znaczeniu dziedzictwa. Dla kogo jest ważne dziedzictwo – dla Polski,
współczesnych Polaków, dla młodych ludzi, którym pewna koturnowość tego terminu
może się nie podobać?
– A dla kogo powinno być ważne? Świadomość tego, jak ważny
jest Zamek Królewski i dziedzictwo z nim związane, wynika na przykład z
programu nauczania; nieprzypadkowo mamy niekończący się pochód dzieci z
pierwszych i drugich klas na lekcje edukacyjne na Zamku. To jest standard. Ale
żeby młodzi ludzie w miarę dorastania uważali, że pamięć o Zamku i powroty do
niego są ważne – to już zadanie dla nas. W Zamku i młodzi, i dorośli ludzie
powinni się czuć dobrze. Moje rządy zaczęłam od przebudowy umywalek w łazience,
bo były umieszczone za wysoko i dziewczynki nie były w stanie umyć rąk. Ważne
jest też zorganizowanie wygodnych tras po Zamku; żeby odwiedzający wiedzieli,
jak się poruszać, żeby przechodząc z sali do sali, z komnaty do komnaty, nie
gubili się w różnych czasach, epokach, stylach, ale mieli do czynienia ze
spójnym, w miarę jednorodnym przekazem. Ta organizacja przekazu wymaga
uporządkowania. Myślimy też, aby obok klasycznych wystaw czasowych przygotować
program wydarzeń z udziałem artystów współczesnych. Liczymy na to, że
zaproponują dialog swojej twórczości z przeszłością. Dla młodych ludzi to
będzie sygnał, że historia nie jest zamkniętym rozdziałem, że można się do niej
aktywnie, twórczo odnieść.
Wspomniała pani o trzech wystawach planowanych na
przyszły rok.
– W kwietniu 2025 r. otworzą się „Saskie wizje” – wystawa,
która opowie o projektowanej przez Wettynów przebudowie Zamku Królewskiego;
ściągamy na nią z Drezna rysunki architektoniczne, aby pokazać, jak Sasi
wyobrażali sobie swój późnobarokowy pałac. Warszawa jest bogata w zasoby
rysunków projektów architektonicznych, kilkanaście instytucji posiada zbiory
cennych rysunków, ale nie są one wystawiane. Przykład Muzeum Architektury we
Wrocławiu pokazuje, że można sobie wychować publiczność, bywalców wystaw poświęconych
architekturze. Moim skrytym marzeniem jest, aby doprowadzić w Warszawie do
powstania Muzeum Architektury.
Moje rządy zaczęłam od przebudowy umywalek w łazience, bo były umieszczone za wysoko i dziewczynki nie były w stanie umyć rąk.
Nasza druga wystawa czasowa - „Anatomia antyku”
- będzie poświęcona rzeźbie. A jesienią otworzymy trzecią czasową wystawę,
która będzie opowiadała o tym, jak za pomocą kostiumu buduje się przekaz
wizualny. Takie obiekty, jak płaszcz koronacyjny z Krakowa, współczesne stroje
z prywatnej kolekcji, ale też kostiumy historyczne i dzieła sztuki współczesne,
m.in. z paryskiego muzeum Orsay, średniowieczne zbroje, porcelanowe figurki
stworzą opowieść o tym, jak konstruuje się wizerunek za pomocą elementów
stroju, co się wyraża przez ubiór. Na tej wystawie, która ma na razie tytuł
roboczy „Niech nas widzą”, osoby zajmujące się kształtowaniem wizerunków
współczesnych gwiazd czy polityków mogą się wiele nauczyć. A zatem „Niech nas
widzą” i nie tylko tę wystawę, ale i inne, mam nadzieję, atrakcyjne pozycje w
dynamicznym programie Zamku Królewskiego w Warszawie.