Do Bratysławy przyciągnęła mnie sztuka. Artystyczne oblicze stolicy Słowacji | 22.08.2025
Gdybym
miała wymienić główny powód, dla którego wybrałam się niedawno na wycieczkę do
Bratysławy, byłaby nim galeria sztuki współczesnej Danubiana Meulensteen Art
Museum. Przy okazji zwiedziłam bratysławską starówkę.
Ten tekst przeczytasz za 8 min. 15 s
Danubiana Meulensteen Art Museum leży na półwyspie. Fot. Danuta Chlup
Na
fotografiach i filmikach reklamowych z lotu ptaka, robionych w optymalnych
warunkach pogodowych, nowoczesna bryła Danubiany usytuowanej na półwyspie
wrzynającym się w Dunaj pobudza wyobraźnię. Ujęcia te mnie przekonały, że to
idealne muzeum na sezon letni. A że lubię galerie sztuki nowoczesnej, byłam
przekonana, że i ta przypadnie mi do gustu.
Ach,
ten kolor Dunaju…
Poprzednie
zdania mogą sugerować, że po przybyciu na miejsce się rozczarowałam. Otóż nie –
jedyne, co zawiodło, był… kolor Dunaju. Zamiast błękitnych wód brzegi półwyspu,
na którym rozciąga się muzeum i przylegający do niego park, obmywała ziemista,
mętna woda, niosąca z nurtem kępki trawy i połamane gałęzie. No cóż, wybrałam
się do Bratysławy w dzień raczej pogodny, lecz poprzedzały go dni silnych ulew,
gdy rzeki występowały z brzegów i spłukiwały wszystko, co napotkały po drodze.
Poza
Dunajem rozczarowania nie było. Danubiana Meulensteen Art Museum jest placówką
zaplanowaną i zrealizowaną z wielkim rozmachem. Posiada wszystko, co powinno
mieć nowoczesne muzeum, łącznie z klimatyczną kawiarnią z tarasem i widokiem na
rzekę. Dunaj można zresztą niemal poczuć u swych stóp, zwiedzając wystawę
stałą. Wrażenie to wywołują przeszklone ściany w niektórych częściach
ekspozycji.
Potężna i piękna rzeka Dunaj w Bratysławie. Fot. ARC
W
Danubianie możemy oglądać dzieła współczesnych słowackich i zagranicznych
artystów plastyków, ale też rzeźbiarzy i fotografików, wykonane różnymi
technikami i prezentujące różne kierunki. Pojawiają się także prace czeskich i
polskich autorów. Ważne miejsce mają tu wystawy czasowe. Największe wrażenie
zrobiły na mnie wielkoformatowe prace Francuza Gérarda Rancinana. Ten światowej
sławy artysta, kroczący drogą fotografii inscenizowanej i eksperymentalnej,
pokazuje w nieraz szokujący sposób wydarzenia i problemy charakterystyczne dla
współczesnego świata. Mnie jego dzieła fascynowały, choć niektóre jednocześnie
odpychały – na przykład „Wielka Wieczerza” (nawiązująca koncepcją do „Ostatniej
Wieczerzy”), do której pozowały chorobliwie otyłe modelki opychające się
żywnością z fastfoodu.
Sztuka
w parze z naturą
Po
zwiedzeniu sal wystawowych możemy kontynuować obcowanie ze sztuką,
przechadzając się po dachu galerii oraz po parku, którego ścieżki prowadzą brzegami
Dunaju. W parku wystawiono 60 trójwymiarowych dzieł rzeźbiarskich, tworzących
ciekawą kompozycję z roślinnością. To jeden z powodów, dlaczego do Danubiany
warto wybrać się w okresie od wiosny do jesieni i starać się „wstrzelić” w
dobrą pogodę.
Bratysławskie
muzeum sztuki nowoczesnej znajduje się sąsiedztwie zapory wodnej Čunovo, na
najbardziej wysuniętej na południe peryferii stolicy. Čunovo graniczy z dwoma
państwami: Węgrami i Austrią. Skąd ten pomysł, aby właśnie tam umieścić galerię
sztuki? I skąd wzięła się jej obcobrzmiąca nazwa?
Wszystko
zaczęło się w 1990 roku. Wówczas Vincent Polakovič z Popradu, z zawodu prawnik,
odbył podróż śladami swojego imiennika,
słynnego Vincenta van Gogha. Po powrocie otworzył na Słowacji prywatną galerię
o nazwie Żółty Dom Vincenta van Gogha. Oprócz reprodukcji dzieł mistrza,
wykonanych przez najwybitniejszych słowackich restauratorów, wystawiał również
twórczość plastyczną współczesnych artystów.
Cztery
lata później Polakovič poznał holenderskiego biznesmena, kolekcjonera i
mecenasa sztuki Gerarda Meulensteena. Po latach rozmów i snucia planów
Meulensteen i Polakovič postanowili wybudować w Bratysławie muzeum sztuki
współczesnej – słowacka stolica do tej pory takiej placówki nie posiadała. Obu
koneserom sztuki przyświecała idea, aby w ciekawych architektonicznie wnętrzach
prezentować dzieła słowackich i zagranicznych malarzy oraz rzeźbiarzy.
W
1999 roku ruszyła budowa muzeum, rok później go otwarto. Po kilku latach
założyciele placówki zaczęli myśleć o jej rozbudowie. Pod koniec 2011 roku
podarowali muzeum Republice Słowackiej. Przy wsparciu finansowym rządu muzeum
zostało w 2014 roku poszerzone – powstał pawilon mieszczący stałą ekspozycję.
Starówka
i jej perełki
Zgodnie
z oczekiwaniami, kompleks muzealny w Čunovie był dla mnie
najciekawszym punktem programu jednodniowego wypadu do słowackiej stolicy. Jemu
też poświęciłam najwięcej czasu. Na drugim miejscu mojego prywatnego rankingu
umieściłam katedrę pw. św. Marcina – przepiękną gotycką świątynię, największy
kościół w Bratysławie i jeden z największych na Słowacji.
Wnętrze
katedry pw. św. Marcina. Fot. Danuta Chlup
Katedra
św. Marcina była w latach 1563-1830 kościołem koronacyjnym (powodem było
zajęcie przez Turków części węgierskiego terytorium). Koronowano tam na królów
Węgier kilkunastu monarchów z dynastii Habsburgów, w tym Marię Teresę. Kielich
ofiarny używany wówczas podczas mszy wystawiony jest w skarbcu, który razem z
kryptami, zakrystią i chórem można zwiedzić za niewielką opłatą.
Z
katedry blisko do Zamku Bratysławskiego. Nie obejrzałam jego wnętrz, ponieważ
we wtorek, gdy wybrałam się do Bratysławy, mieszczące się w zamku Muzeum
Historyczne było nieczynne. Spacer po wzgórzu zamkowym i ogrodach był
przyjemny, a widoki przyjemne. Gorzej z samym dojściem do zamku od strony
katedry. Ze względu na fakt, że jeden zabytek oddziela do drugiego ruchliwa
arteria, trzeba iść niezbyt estetycznym przejściem pod wiaduktem.
Trzecią
poprzeczkę zajął u mnie niebieski kościółek. Miałam go po drodze, gdy po
powrocie z Čunova zmierzałam do centrum miasta od przystanku autobusowego przy
Nowym Teatrze Narodowym. Kościół pw. św. Elżbiety, wzniesiony przed ok. 110
laty w stylu secesyjnym, wygląda bajkowo. W środku kościół jest nieduży, ładny,
lecz nie robi takiego wrażenia jak z zewnątrz. Nawę można obejrzeć tylko przez
kratę (a przynajmniej tak było w dniu mojej wizyty).
Niebieski
kościół wygląda bajkowo. Fot. Danuta Chlup
Bratysławska
starówka jest raczej kameralna. Można ją przejść bardzo szybko. Turystów spotkałam
znacznie mniej niż w większych europejskich stolicach. Tych zagranicznych
najwięcej się gromadzi na ulicy Michalskiej, w pobliżu bramy miejskiej o tej
samej nazwie, co wywnioskowałam z angielskich nazw dań w lokalach
gastronomicznych.
Stolica
na jeden dzień?
Poza
starówką Bratysława robi wrażenie nieco sennego, raczej prowincjonalnego miasta.
Sąsiadujące ze sobą style architektoniczne nie zawsze tworzą idealne
połączenie. Na przykład Pałac Prezydencki stoi w pobliżu ruchliwego skrzyżowania,
naprzeciwko nowoczesnego gmachu banku. Plusem jest to, że na tyłach pałacu
rozciągają się rozległe (6-hektarowe) publicznie dostępne ogrody.
Obecnie
Bratysława stara się zyskać image światowej stolicy. Wskazuje na to intensywna
rozbudowa w pobliżu wspomnianego Nowego Teatru Narodowego. Wyrosły tam (i
budowane są kolejne) nowoczesne szklane wieżowce oraz ogromne centrum handlowe
Eurovea z nabrzeżem. To już zupełnie inny klimat niż kameralna starówka.
Bratysławski
Zamek. Fot. Danuta Chlup
Nie
żałuję, że po bardzo długiej przerwie pojechałam do Bratysławy (poprzednio
byłam tam z wycieczką ze szkoły średniej). Niemniej uważam, że jeden dzień wystarczył
na jej zwiedzenie. Chociaż… Gdybym miała drugi, pospacerowałabym po ogrodach
przy Pałacu Prezydenckim, zwiedziła muzeum w zamku i popłynęłabym łodzią na
wznoszący się na skale zamek Devín.
Do muzeum sztuki
współczesnej w Čunovie można łatwo dojechać samochodem (ruch w tym kierunku
jest niewielki, korków nie ma) lub autobusem nr 90 kursującym od nowego gmachu
Słowackiego Teatru Narodowego. Na zwiedzenie muzeum (i wypicie kawy w Art Café) warto przeznaczyć
2-3 godziny.