poniedziałek, 14 kwietnia 2025
Imieniny: PL: Bernarda, Martyny, Waleriana| CZ: Vincenc
Glos Live
/
Nahoru

Wigilijne fale czasu | 24.12.2024

Miałem sen. Obudziłem się. Może wcale nie spałem? Przez całą noc śnieg niczym drukarka 3D tworzył konstrukcje nie z tej ziemi. Pod bramą wjazdową – kształt wywróconych antycznych filarów. Na parapecie – utkany sweter z białej włóczki. Drzew prawie nie widać. Ludzi nie widać. Apokaliptyczne obrazy jawią się i lśnią.

Ten tekst przeczytasz za 6 min. 45 s
Boże Narodzenie, około roku 1926. Dolna Lutynia. Na zdjęciu od lewej: Aniela Wicherek, Lidia Skulina, Maria Skulina, Józef Wicherek, Anna Skulina, Franciszek Skulina. Fot. ARC

***
Drapię się w głowę. Przykładam nos do chłodnej szyby. Maluję oddechem jednorazowe graffiti. Wszystko da się zbudować, namalować, ulepić od nowa. Rzeźby, płótna olejne, naczynia z ceramiki, z brązu, narzędzia z kamienia.
Zdjąłem ze strychu stare radio. Z opowieści pamiętam, że był to dość specyficzny produkt, jak na tamte czasy, czyli grubo ponad sto lat temu. To zupełnie inna rzecz. Nie ta bajka; zupełnie inny świat. Odległy. Trudno uwierzyć, że kiedyś w ogóle czegoś słuchano. Słuchał człowiek drugiego człowieka uważnie. Sam na sam. Zakładając stare słuchawki nauszne zastanawiam się, jakie uczucia towarzyszyły uczestnikom słuchowiska. Może wtedy składano życzenia pogodnych świąt? Może odtwarzano proste kolędy w odpowiednim momencie? Niewiele było słuchaczy radiowych, ale fonia nadała światu nowy kształt.


***

Świeci już jedna lampa. Druga rozpala się do czerwoności. Żółte wnętrze wydaje dziwne trzaski. Zmieniam pokrętła jedno po drugim. Raz w lewo, raz w prawo. Sam nie wiem, co robić. Przydałaby się jakaś instrukcja obsługi. Hasłowo podrzucić podpowiedzi, koło ratunkowe lub telefon do przyjaciela. Jak na razie siedzę i uczę się od nowa komunikacji w czasie przeszłym.

– Nie tak gwałtownie ! – odezwał się głos zza moich pleców.
Lekko przestraszony odwróciłem się... To nie ma prawa się wydarzyć. Przecież świat tak nie działa!? Einstein wiedział, jak naginać czasoprzestrzeń. Znał radio i chętnie dzielił się swoimi spostrzeżeniami. Przytulał mikrofony, gestykulował, poprawiał okulary, przeczesywał włosy podczas audycji. Odszedł. A może przeniósł się w czasie jak fale radiowe? Ruszył w nieznane, nieodkryte dotąd światy, w których można prowadzić audycje radiowe bez przerwy. Tymczasowo zmienił miejsce, by mówić do nas na odległość, lub prowadzić komunikację z innego wymiaru poprzez transfer myśli unoszących się swobodnie pośród niczego nieświadomych ludzi.
– No już, wystarczy. Oddaj słuchawki prababci Annie. Niech też posłucha, co w świecie piszczy – rozwinął myśl Franciszek, klepiąc mnie lekko w lewe ramię.

***

Bez wahania przekazałem słuchawki dalej. Anna uśmiechnęła się. Podziękowała. Z wdziękiem modelki założyła brązowe nauszniki. Muszę przyznać, że akcesoria z tamtej epoki nie są zbyt eleganckie. Owszem, nie można im odmówić wrażliwości dziejowej. Styl retro narzuca się nachalnie, ale można z tym żyć. Tak samo jak choinka, która w swej prostocie zajmuje szeroko pół pokoju. Można się przyzwyczaić. Dziewczynkom zdecydowanie podoba się taki styl.
Patrzą sobie w oczy, uśmiechają się. Niezmienna jest radość dziecka, mimo różnicy czasu. Lidia i Maria opiekują się lalkami; nowym prezentem od rodziców. Przed chwilą założyły im ubranka i białe czapeczki. Lalki bliźniaczki… Siostry różniące się charakterem, energią, podejściem do życia. Przyszłość nakreśli nową drogę. Babcia Lidka huśta się na kolanach praprababci – jej babci.

***

Odsuwam się od stołu. Chciałbym porozmawiać z Józefem. Nie chodzi o słynnego cesarza, chociaż dziś ten Józef, w bliskim stopniu pokrewieństwa, mogę śmiało powiedzieć – mój Józef – trzyma w ręku insygnia królewskie. Trzyma fason. Jak na najstarszego w rodzie zachowuje pozory nietykalności.
Chciałbym porozmawiać, lecz brak mi odwagi. Boję się, że zastana rzeczywistość zniknie poprzez sam oddech, przez nieostrożny ruch, machnięcie ręką. Boje się zadać nieodpowiednie pytanie. Nie chcę obrazić ani skrzywdzić ludzi, którzy są szczęśliwi. Prababcia Anna, niczym anioł, uśmiecha się do mnie. Nadal słucha radia. Nie wiem, co dziś nadają. Nie znam audycji z tamtego okresu. Jedna wojna skończyła się, druga jeszcze nie zaczęła. Radio oddaje ciepło. Gorące powietrze wypełnia całą przestrzeń. Zupełnie niepotrzebnie… Tyle jest ciepła w tym obrazie. Tyle miłości, wdzięczności za bycie razem. Tyle piękna w siostrzanej radości bycia dzieckiem.

***

Tylko praprababcia Aniela, obdarzona naturalnym odruchem niepewności, obserwuje wszystko z dystansu. Wszak nowe technologie nie zawsze pomagają ludziom. Jej srebrzyste włosy, jak włosy anielskie na choince. Lśniące, ułożone wedle schematu. Zapewne pamięta, jak mama dotykała jej głowy, jak czesała i zaplatała warkocze. Jest w tej twarzy wiele spokoju, jest odrobina cierpienia. Jest też obawa przed tym, co będzie. Zmartwienia Anieli kładą się cieniem na ścianie za jej plecami. Trzyma w babcinym uścisku małą Lidkę. Marysię pragnie przytulić.
Franciszek ponownie reguluje nowe radio.
 – To istny rarytas – powiedział z przekonaniem, odwracając głowę w moją stronę.
Dopiero teraz mogłem spojrzeć mu głęboko w oczy. Nauczyciel z wykształcenia, dyrektor z nadania za zasługi. Człowiek kochający nowe i nieznane. W tym spojrzeniu jest autentyczna radość. Pradziadek, poliglota znający język esperanto, nie musi udawać. On doskonale wie, jak obsługiwać radio.
– Pierwsze radio na wsi. Kiedyś będą takie w każdym domu. Zobaczysz. Wspomnisz moje słowa.
Przytakuję nieśmiało. Nadal twierdzę, że to nie miało prawa się stać. Jestem poetą, nie zajmuję się fizyką kwantową, nie wiem jak poprawnie podróżować w czasie! 
Świat rozwija się, lecz mam wrażenie, że człowiek oddala się, przyjmuje postawę skazańca godząc się na życie w niewoli własnych produktów. 
Staram się rozkminić zagadkę tego zdarzenia. Pewne jest, że pradziadek Franciszek jest prawdziwy. Boże Narodzenie jest prawdziwe.
– Czasoprzestrzeń w twoich pytaniach też jest prawdziwa – rzucił zdawkowo cesarz Józef. Prapradziadek przetarł lekko wąsa. Przymknął jedno oko. Poprawił krawat. Zanucił cichutko… „Lulajże Jezuniu, moja perełko…”.
Lampy zgasły. Niczego nie dotykałem. Radio nie ma kabla. Nie ma niezależnego zasilacza. Miałem sen. Obudziłem się. Może wcale nie spałem? 
Na stole wigilijnym leżał notes. Taki stary, dawny notes w twardej skórzanej oprawie. Żałuję, że nie zapytałem pradziadka o czym pisał. Co zanotował w te święta? Pamiętam tylko, że za jego plecami, na krawędzi kredensu, wisiał czarny parasol. To mógł być model Albert. Zwykły, nieautomatyczny parasol, lecz Albert przenoszący w czasie wspomnienia i pamięć o ludziach, którzy odwiedzają nas w święta.












Może Cię zainteresować.