czwartek, 2 maja 2024
Imieniny: PL: Longiny, Toli, Zygmunta| CZ: Zikmund
Glos Live
/
Nahoru

Cóż tam, panie, w polityce? | 25.06.2018

Ten tekst przeczytasz za 6 min.
Krzysztof Łęcki. Fot. ARC

Cały czas ten polski burdel? – Polska polityka... nic nowego” – czytam w dopiero co wydanej powieści Vincenta V. Severskiego „Zamęt”. Severski to pseudonim literacki pułkownika polskiego wywiadu. Taki człowiek nie tylko musiał wiele widzieć, nie tylko opanował umiejętność zadawania pytań, ale także potrafi udzielać na nie trafnych,  lapidarnych odpowiedzi.

Rzecz jasna, nie powinno się mylić opinii o skrzeczącej pospolitości polskiej polityki jednego z bohaterów powieści z przekonaniami autora. Zadanie takie staje się znacznie trudniejsze w trakcie lektury debiutanckiej powieści ex-europosła, mojego uniwersyteckiego kolegi, politologa Marka Migalskiego „Paragraf 44”. To rzecz z gatunku satyrycznej political fiction, ale... Nie uprzedzajmy wypadków. Okładka książki Migalskiego opatrzona została zastrzeżeniem „Tylko dla dorosłych”. Czy słusznie? Oczywiście nie ma powodu, ba, nie powinno się gorszyć maluczkich, a tzw. momentów i – zwłaszcza – opisów pijacko-obyczajowych bibek w powieści Migalskiego nie brakuje. Tyle, że w słynnym „Paragrafie 22” Josepha Hellera, do którego Migalski się odwołuje (nie tylko w tytule, bo także w sposobie narracji) od „momentów” aż się roi, a przecież, kiedym ją czytał jako nastolatek, to lektura krzywdy mi nie zrobiła. A nawet wręcz przeciwnie. Zatem zapowiedź, iż książka przeznaczona jest „tylko dla dorosłych”, traktować trzeba raczej jako żartobliwą krypto-reklamę – bodaj Tadeusz Boy-Żeleński opatrzył swoje tłumaczenie „Rozprawy o metodzie” podobnym ostrzeżeniem, co spowodowało zwiększoną sprzedaż dzieła Kartezjusza, najwyraźniej nieświadomych charakteru książki „czytelników”. Pozostawiam zaciekawionym podkoloryzowaną w powieści sferę obyczajowo-pijacką życia politycznego w Polsce. Przyjrzyjmy się pokazanej w krzywym zwierciadle jakości polskiej polityki partyjnej i polskich polityków.

Czy zresztą zwierciadło musiało być w tym przypadku bardzo krzywe? No cóż, zapraszam do oglądnięcia politycznych mądrości polskich partyjniaków na YouTube. Ilość idiotyzmów, które poważnym tonem wypowiadają, budzi zgrozę. Tyle, że... No właśnie – czy  musi to aż tak bardzo dziwić? Polityka… Wszak już w starożytnym Rzymie filozof Seneka rzekł o aspirującym do rządzenia senatorze Pizonie: „On jest tak głupi, że mógłby nawet rządzić”. Ten pesymistyczny pogląd na związek głupoty i władzy musiał być wówczas  wcale powszechny. Oto inny znany filozof tamtego okresu Cyceron, kiedy jako młody człowiek usłyszał, że pewien bęcwał zamierza kandydować na stanowisko konsula – zaprotestował, podając jeden, niepodważalny jego zdaniem argument – ten mianowicie, że ów kandydat jest po prostu głupi. Usłyszał w odpowiedzi głos najwyraźniej bardziej odeń doświadczonego w grach politycznych Rzymianina: „Czy głupota komuś nie pozwoliła zrobić kariery w polityce?” Pytanie to miało rzecz jasna charakter czysto retoryczny. Ów wykpiony przez Cycerona bęcwał został konsulem. Pojedynczy polityk ze swoimi intelektualnymi niedostatkami, to tylko jedna strona problemu. Bo bywa przecież i tak, że całą sferę polityki uznaje się za domenę mądrości nienajwyższej miary. Znana jest uwaga, że małą mądrością rządzony jest ten świat. Przypisuje się jej sformułowanie już to jednemu z wczesnych papieży, już to szwedzkiemu politykowi sprzed kilku stuleci; tak naprawdę wypowiedzieć mógł ją każdy uważny obserwator i analityk scen politycznych – tych sprzed wieków i tych całkiem współczesnych.

Jako się rzekło, Migalski pokazuje mieszankę współczesnej politycznej głupoty i cynizmu w wersji celowo wyolbrzymionej. Ale przecież kiedy przedstawia postaci polskiego establishmentu politycznego, to wydaje się, że w sporej liczbie wypadków udało mu się uchwycić jego cechy charakterystyczne, skądinąd wstydliwie (słusznie, lecz niestarannie) skrywane. Fikcja – fikcją, ale wszak w powieściowej politycznej fikcji przemyca Migalski zarówno swoje politologiczne refleksje i odkrycia („gdzie dwóch się bije, tam obaj korzystają”, to o zwarciu PiS – PO), czy przypomina swoje bardziej czy mniej udane prognozy (choćby list otwarty do prezesa PiS-u: „bez Pana nie przetrwamy, z Panem nie wygramy”), a także polityczne doświadczenia („że w wyborach nie walczy się z przeciwnikiem z innej partii, ale z kolegą na wspólnej liście, bo to on może nam zabrać nasz mandat. Że jeśli się robi komuś jakąś polityczną przysługę, to odwzajemnienia trzeba domagać się do trzech miesięcy, bo potem obdarowany zapomina o tym, jakąż to przyjemność mu zrobiliśmy. Że wyborcy także mają pamięć myszy i nie są w stanie przypomnieć sobie wydarzeń starszych niż te, do których doszło dawniej niż przed pół rokiem itd. itp.”). Kiedy się zagłębić w szczegóły, to wszystko to przypomina jeśli nie burdel, to przynajmniej dość wulgarny kabaret.

Powieść (powiastka?) Marka Migalskiego jest przy tym zabawna, przedstawiona w niej logika zdarzeń i interpersonalnych relacji jako żywo przypomina tę dobrze znaną czytelnikom „Paragrafu 22”. Kiedy główny bohater książki politolog Marek Migalski streszcza swe poznawcze profity związane z wejściem w świat realnej polityki wyznaniem autora książki, politologa Marka Migalskiego i powiada, że dzięki temu rozumie politykę lepiej „niż gdyby przeczytał tysiąc politologicznych książek” – to pewnie wielu zechce  uwierzyć  „ornitologowi, który też chciał polatać”.

            No cóż, ciekawe czy wykładowca uniwersytecki Marek Migalski będzie polecał swoją książkę studentom i  studentkom? To nie pytanie prowokacyjne, zaledwie – retoryczne.

 

Krzysztof Łęcki


Może Cię zainteresować.