czwartek, 2 maja 2024
Imieniny: PL: Longiny, Toli, Zygmunta| CZ: Zikmund
Glos Live
/
Nahoru

Zrozumieć Bastylię | 01.08.2018

Ten tekst przeczytasz za 6 min. 15 s
Krzysztof Łęcki. Fot. ARC

Lipiec dla Francuzów niezwyczajna pora – by sparafrazować Stanisława Wyspiańskiego. Wszak 14 lipca 1789 roku to uświęcona data, symbolicznie zapoczątkowująca Wielką Rewolucję Francuską. Ale właśnie, co niby Francuzi świętują? „Cofnijmy się jednak trochę w czasie”, jak mawiają dzisiejsi polscy politycy. Spróbujmy.

W perspektywie historycznej opada dziejowy muł i niektóre sprawy stają się wyraźniejsze. Otóż po ponad dwustu latach od wybuchu Francuskiej Rewolucji wyraźnie widać, że najlepszym diagnostą tego, co się wówczas we Francji działo, człowiekiem, który opisał naturę rewolucji nad wyraz przenikliwie – i to od razu, u samych jej początków – był Edmund Burke. O tym czym rzeczywiście stawała się rewolucja, jaki będzie jej dalszy ciąg, i jakie będzie miała konsekwencje – przeczytać można było w wydanych po raz pierwszy w roku 1790 „Rozważaniach o rewolucji we Francji”. Burke pisał swoje dzieło w czasach, kiedy cała oświecona Europa przyglądała się z zachwytem niezwykłemu karnawałowi wolności, jakim wydawać się mógł początek rewolucji we Francji. Jak wiadomo, dość wcześnie symbolem rewolucyjnego tryumfu stało się właśnie zdobycie przez zrewoltowane tłumy Bastylii. Uchodziła ona za symbol królewskiego despotyzmu. Ale w twierdzy znaleziono tylko siedmiu więźniów, dobrze odżywionych i zajmujących obszerne pomieszczenia – w tym czterech oszustów, jednego zboczeńca w stylu markiza de Sade’a i dwu szaleńców, którzy zresztą niedługo potem zostali zamknięci w szpitalu dla umysłowo chorych. A ciąg dalszy? Pisał Burke: „Będzie krew. Brak zdrowego rozsądku sprawi, że krew popłynie”. Niedługo potem zbiorowe masakry, masowe egzekucje i gilotyna wprawiona w ruch przez rewolucyjny trybunał pokazały, że diagnoza i prognoza postawione przez Burke’a w okresie największego rewolucyjnego entuzjazmu – kiedy kibicowała rewolucji bez mała cała postępowa Europa – nie była wyrazem histerycznej przesady. Na długo, bo na dziewięć lat przed dojściem do władzy Napoleona Bonaparte, Burke ostrzegał: „Przy słabości jednego rodzaju władzy i przy płynności wszystkich, oficerowie pozostaną w stanie buntu, dopóki jakiś ludowy generał, obdarzony prawdziwym autorytetem i sztuką zjednywania sobie wojska, nie zwróci na siebie oczu wszystkich ludzi podbijając serca i umysły. Armie będą posłuszne każdemu jego skinieniu. Lecz dzień, w którym to się stanie, osoba, która rządzi wojskiem, będzie waszym panem, panem waszego króla, panem waszego zgromadzenia, panem całej waszej republiki”. I w tym przypadku profetyzm Burke’a musi zadziwiać. Nikt jednak nie jest prorokiem we własnym kraju, ani – zwłaszcza – we własnej epoce. Figura Kasandry przychodzi tu na myśl prawie-że automatycznie.

A przecież, pisze Leslie G. Mitchell w świetnej przedmowie do głównego dzieła Burke’a czyli „Rozważań o rewolucji we Francji” (tłum. D. Lachowska, Wydawnictwo UW, Warszawa 2008), że choć „Edmund Burke twierdził, że jak na cudzoziemca zna Francję z obserwacji i studiów całkiem nieźle. To właśnie w największej mierze podawali w wątpliwość jego krytycy (…). Burke nie dysponował tym zakresem informacji i kontaktów, do którego mógł się odwołać ktoś taki, jak Charles James Fox”. I nic dziwnego, bo też „zakres informacji o sprawach francuskich dostępny dla kogoś takiego jak Charles James Fox był niemal ambarasujący. Wielu jego najbliższych przyjaciół odwiedziło Paryż między 1789 i 1792 rokiem, i wysyłało zeń sprawozdania z pierwszej ręki”. Czy przyjaciele Foxa, przywódcy partii wigów, byli nie dość rozsądni, by widzieć nie tylko rewolucyjne blaski ale także i cienie? Czy po prostu relacjonowali zaślepieni rewolucyjną ideologią? Czy też może Fox wyciągał z nadsyłanych przez nich informacji fałszywe wnioski, sam trwając uparcie w przekonaniu, że Francja dzięki swoje rewolucji wyprzedziła swojego sąsiada zza Kanału Angielskiego w tryumfalnym pochodzie wolności? Nie umiem jednoznacznie odpowiedzieć na te pytania. Nie ulega jednak wątpliwości, że choć Fox dyskutował wielkimi tamtego świata, z księciem Orleanu, z Talleyrandem, gdy Burke – rozmawiał i korespondował wyłącznie z zupełnie szarymi Francuzami; że choć powszechnie uznawano, że Fox doskonale znał Francję, a Burke – wręcz przeciwnie, to właśnie ten ostatni naprawdę rozumiał to co się we Francji działo, więcej – z dzisiejszej perspektywy profetycznie przewidział logikę łańcucha rewolucyjnych zdarzeń.

Diagnozy prawdziwego światowca, za jakiego, nie bez racji, mógł uchodzić Charles James Fox, przegrały z analitycznym umysłem i intuicją Edmunda Burke’a. Narzuca się pytanie, czy w tym niewypowiedzianym oficjalnie pojedynku Fox był od razu na straconej pozycji czy jako polityczny diagnosta i prognosta musiał ponieść klęskę? No cóż, nie musiał – wystarczyło nie poprzestawać na bezkrytycznym słuchaniu rewolucyjnych entuzjastów i zadowalaniu się ich nad wyraz powierzchownymi wrażeniami. Trzeba było do tego wszystkiego dołożyć wartość dodaną – po prostu rzetelnie pomyśleć. 

PS. Po ponad 200 latach po roku 1989 wydano we Francji  „Czarną księgę rewolucji francuskiej”. Pokazano w niej przekonująco, że rewolucja była rodzajem krwawego laboratorium ludobójstwa przeprowadzonego w imię fałszywie pojętych praw człowieka; że na gilotynie ginęli przede wszystkim ludzie pochodzący z najniższego stanu. Autorzy dzieła, wybitni historycy, udowadniają, że to nie lud francuski wywołał rewolucję, ale uprzywilejowana mniejszość w rzeczywistości nastawiona przeciwko ludowi i że to lud został przez tę rewolucję najbardziej pokrzywdzony. Wygrał motłoch.

Wolność, Równość, Braterstwo – to znają wszyscy. Mało kto podaje pełną wersję rewolucyjnego hasła: Wolność, Równość Braterstwo, albo Śmierć. Całkiem niedawno Fidel Castro zaproponował inną wersję – „Socjalizm albo śmierć”. Warto przypomnieć dzisiaj tę wydawałoby się egzotyczną jak Kuba alternatywę.

Krzysztof Łęcki


Może Cię zainteresować.